Trąby pod Wielką Krokwią zagrzmiały w niedzielę dla polskiego lidera Pucharu Świata. Wygrał, atakując z szóstego miejsca po pierwszej serii, co wywołało oczywistą euforię pod Wielką Krokwią. Wyprzedził niemiecką trójkę: Andreasa Wellingera, Richarda Freitaga i Markusa Eisenbichlera.
Pozostałych Polaków też warto wyróżnić: cała szóstka zdobyła punkty Pucharu Świata. Piotr Żyła i Dawid Kubacki byli w pierwszej dziesiątce, Maciej Kot i Jan Ziobro na początku drugiej. To jednak Kamil Stoch ukradł Niemcom show i za to wysłuchał Mazurka Dąbrowskiego wykonanego a capella przez ponad 20 tysięcy gardeł.
– Drugi skok był zdecydowanie lepszy od pierwszego, który znów był spóźniony. Ale chciałem się bawić skokami, nie musiałem wygrywać, wystarczyło mi być w gronie najlepszych. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Sen jest przepiękny, nie chcę się z niego budzić – mówił do kamer TVP polski mistrz, zapewne też odrobinę zaskoczony tak pomyślnym finałem.
Gdy wzruszenia nieco opadły, można było podsumować: weekend w Zakopanem nikogo nie zawiódł, Stoch poprawiał historyczne zapisy, wygrał 20. konkurs PŚ, czwarty z kolei tej zimy, czwarty w Zakopanem. W klasyfikacji pucharowej ucieka rywalom, w Pucharze Narodów Polska też jest mocnym liderem, tylko Niemcy zastąpili Austriaków na drugim miejscu.
O niedzielnym konkursie będzie się opowiadać długie historie: jak po pierwszej serii w pierwszej dziesiątce było czterech Niemców i czterech Polaków (tylko Austriak Michael Hayboeck i Norweg Daniel-Andre Tande byli w stanie złamać ten duopol); jak prowadził Freitag przed Wellingerem, a Stoch, Żyła, Kubacki i Ziobro ustawili się rządkiem na miejscach od szóstego do dziewiątego; jak trwały dyskusje, czy 4–5 punktów straty do lidera to dużo, czy mało, czy można je odrobić, czy nie.