Po niezbyt pomyślnych dla Polaków skokach w Oslo-Holmenkollen oczekiwano, że niespełna 200 km na północ, na dużej skoczni Lysgardsbakken w Lillehammer, Kamil Stoch i szóstka jego kolegów przypomni sobie tygodnie wcześniejszych sukcesów, ale o to wciąż nie jest łatwo.
Dwie serie próbne nie wniosły wiele więcej niż to, że w Norwegii trwa wietrzne przedwiośnie i jego kaprysy mają znaczący wpływ na rywalizację. Połączony z kwalifikacjami kolejny prolog turnieju Raw Air także przerywany był na czas przenoszenia belki i analizy podmuchów.
Na początek ożywił się jednak Klemens Murańka: skoczył 127,5 m, co oznaczało pewny awans do konkursu głównego, po nim równie porządnie skoczyli Stefan Hula i Jan Ziobro. Potem trzeba było jednak oglądać nieudaną próbę Dawida Kubackiego. Polak skarżył się w niedzielę na ból pleców, to jest pewne usprawiedliwienie nieudanego skoku – 108 m oznaczało brak awansu.
Piotr Żyła musiał się kwalifikować (był najlepszym z Polaków, zajął dziewiąte miejsce), gdyż do drużyny Słowenii w Lillehammer wrócił Domen Prevc. Nie można wątpić, że dużą rolę odegrała potrzeba obrony wysokiego miejsca w klasyfikacji Pucharu Świata – najmłodszy z braci Prevców jeszcze jest czwarty. W Lillehammer wypadł przeciętnie – miał wynik w trzeciej dziesiątce.
Pozostali Polacy po nerwowym czekaniu na osłabienie podmuchów skoczyli na miarę obecnej formy – Maciej Kot był 12., Kamil Stoch – 25., co oznacza chyba nie tylko problemy ze sprzętem i błędy techniczne, ale już chyba zwyczajne zmęczenie sezonem.