Różowa koszulka lidera leży coraz lepiej na ramionach holenderskiego kolarza. Prowadzący od ośmiu etapów kolarz Sunweb po raz kolejny przeszedł próbę ognia w wysokich górach.
Na metę 18. etapu w Ortisei przyjechał na dziewiątej pozycji, przed Quintaną i Nibalim, choć w tym samym czasie, niewiele ponad minutę za pierwszym na mecie Amerykaninem Tejayem Van Garderenem. Spokojnie zareagował na ofensywę obu największych rywali na Gardenie (2 121 m n.p.m.) 50 km przed metą, doganiając ich bez trudu na zjeździe. Kolumbijczyk i Włoch nie byli też w stanie oderwać się od lidera na dwóch ostatnich wzniesieniach. Wprost przeciwnie, Dumoulin był na tyle śmiały, że to on – jakby drażniąc się z tą dwójką – atakował na ostatnich kilometrach. Pretendenci nie odrobili więc strat, sytuacja się nie zmieniła – Holender prowadzi i ma 31 sekund przewagi nad Quintaną i 1.12 nad Nibalim.
Czas pracuje na jego korzyść. „Górale" mają jeszcze tylko dwie okazje, by go zgubić. Ale czy będą w stanie, skoro Dumoulin wygląda jakby nie odczuwał różnicy, w jakim terenie się ściga?
Dziś ostatni etap z finiszem na podjeździe, w stacji narciarskiej Piancavallo. W sobotę najtrudniejszą przeszkodę stanowi blisko 25-kilometrowa wspinaczka na Monte Grappa, ale w połowie trasy. Ostatni akord wyścigu to 30 km jazdy indywidualnej na czas z Monzy, gdzie znajduje się słynny tor wyścigowy, do Mediolanu. Jazda na czas to główny atut Dumoulina. Jeśli do niedzieli rywale nie zyskają nad nim poważnej przewagi, to żaden z nich nie odbierze Holendrowi różowej koszulki.
Piąte miejsce na czwartkowym etapie zajął dobrze spisujący się w Giro Czech Jan Hirt, zawodnik polskiej grupy CCC Sprandi Polkowice. Ciekawe, jak się potoczą losy tego 25-letniego kolarza, który w klasyfikacji generalnej jest 16. Zespół CCC, którego zawodnik po raz drugi zakończył etap w pierwszej dziesiątce, już może zaliczyć wyścig do udanych.