Rok temu Kowalczyk wygrała Kryształową Kulę, choć podczas sezonu ani razu nie była liderką. Żółtą kamizelkę wciągnęła na siebie dopiero za metą finału PŚ w Falun, na kilka chwil przed wzięciem w ręce Pucharu Świata. Wcześniej cały czas goniła: najpierw Aino Kaisę Saarinen, potem aż do Falun Petrę Majdić.
Ten sezon jest zupełnie inny. Justyna od pierwszego weekendu Tour de Ski z żółtym numerem startowym się nie rozstaje. Wygrała aż siedem biegów PŚ, tyle, ile wcześniej przez całą karierę. Dwa ze wspomnianych zwycięstw były w sprincie, w którym do tej pory w Pucharze nie potrafiła wygrywać. Rok temu mówiła: „Nie zasłużyłam na Puchar Świata, nie jestem jeszcze narciarką kompletną“. Teraz nie boi się powiedzieć: „Jestem najlepsza na świecie“.
– I wtedy miała rację, i teraz ma – mówi „Rz“ trener mistrzyni olimpijskiej z Vancouver Aleksander Wierietielny. Według idealnego scenariusza z dwóch Kryształowych Kul – wielkiej za klasyfikację łączną i mniejszej za biegi dystansowe – Justyna może się cieszyć już w sobotę przed południem. Bieg łączony w Lahti zaczyna się o 10.45 (transmisja w TVP 1 i Eurosporcie, w niedzielę o 10.30 bieg sztafetowy) i skończy 40 minut później.
Nad Saarinen, jedyną rywalką, która może jeszcze ją dogonić, Justyna ma 686 pkt przewagi, a po Lahti zostanie tylko siedem startów i maksymalnie 745 pkt do zdobycia. – Wiemy, że kulę możemy mieć już w sobotę, ale taka jest teoria, a na nartach biegamy praktycznie, nie teoretycznie – podkreśla Wierietielny.
W biegu w Lahti będą bonusowe punkty, po 15, 10 i 5 pkt dla najlepszych na dwóch lotnych finiszach. Teoretycznie można zdobyć aż 130 pkt (a za tydzień w Oslo na 30 km aż 145, na trzech lotnych premiach). – Ale nas bonusy nie interesują, Justynie nie wolno będzie się szarpać. Ważne jest tylko to, co na mecie – zapowiada Wierietielny.