Małysz jeszcze nigdy nie musiał się tu kwalifikować do konkursu. Na tej skoczni to dla niego nowa sytuacja, dodatkowe obciążenie dla mistrza, który od dawna tkwi w zapaści. Apogeum jego niemocy były ostatnie trzy konkursy, w których nie awansował do drugiej serii,nie zdobył nawet jednego punktu.
Ostatnie doniesienia z przygotowań poprzedzających piątkowo-sobotnie skakanie utrzymane są w optymistycznym tonie. Ponoć jest znacznie lepiej niż na mamucie w Harrachovie, ale jeszcze nie tak dobrze jak na treningach w Predazzo, gdzie Małysz wyraźnie sygnalizował powrót do formy.
Polscy skoczkowie, nie mogąc trenować na Wielkiej Krokwi, która jest teraz obiektem pod specjalną ochroną, pojechali wraz z Włochami do Szczyrbskiego Jeziora, na słowacką stronę Tatr. Organizatorzy konkursów w Zakopanem twierdzą, że włożyli tyle trudu w przygotowanie skoczni (jeszcze we wtorek było6 stopni ciepła, śnieg zaczął gęsto sypać dopiero wieczorem),że nie mogli pozwolić, by to, co zrobili, poszło na marne.
Z tego, co mówi Zbigniew Klimowski, asystent Hannu Lepistoe, wynika, że Polacy w Szczyrbskim Jeziorze ze skoku na skok spisywali się lepiej.
– Adam Małysz wszedł we właściwy rytm dopiero po kilku próbach. Pod koniec latał już poprawnie, choć jeszcze nie tak,jak potrafi. Do 100 procent możliwości sporo mu jeszcze brakuje – twierdzi Klimowski.