Miały być trzy miejsca w czołowej dziesiątce, i są: trzecie, czwarte, siódme. Marzenia trenera Romana Bondaruka się spełniły, ale jest też niedosyt. Gdyby choć jeden z niecelnych strzałów Tomasza Sikory trafił w niedzielę w tarczę, Polak mógłby wracać z Anterselvy jako lider Pucharu Świata.
Emil Hegle Svendsen zrezygnował z ostatniego startu we Włoszech, biegu na 15 km ze startu wspólnego, a miał nad Sikorą 50 punktów przewagi. Wiceliderowi wystarczyłoby drugie miejsce, by przejąć żółty numer startowy (w PŚ za zwycięstwo dostaje się 60 pkt, za drugie miejsce 54). Dzieliło go od niego niewiele ponad 6 sekund.
[wyimek]14 punktów traci Tomasz Sikora do prowadzącego w Pucharze Świata Emila Hegle Svendsena[/wyimek]
Jeśli chodzi o bieg, Polak wciąż jest w znakomitej formie, podium w sobotę i niedzielę przegrał wyłącznie na strzelnicy. Miał cztery pudła w biegu pościgowym, cztery na 15 kilometrów, a i tak w sobotnim starcie potrafił wyprzedzić dwóch rywali, którzy strzelali bezbłędnie: Ukraińca Siergieja Siedniewa i Kanadyjczyka Jeana Philippe Legueleca.
W niedzielę bezbłędnych strzelców już nie było, a bieg miał szalony finał. Na stadion wpadła grupa dziewięciu biatlonistów, na mecie zwycięzcę od dziewiątego dzieliło niecałe 10 sekund.