O tym, że w Lillehammer, w trzecim konkursie Turnieju Skandynawskiego, Adam Małysz może nawiązać walkę z najlepszymi, mówiono już po zawodach w Kuopio, gdzie Polak był trzeci. A w Norwegii przecież skakał jeszcze lepiej. Pewnie i daleko na treningach i po mistrzowsku w kwalifikacjach, które wygrał.
Jego skok na odległość 135 m zrobił na wszystkich wrażenie. Nawet Hannu Lepistoe, fiński trener czterokrotnego mistrza świata, powiedział, że Małysz jest w stanie wygrać jeden z najbliższych konkursów. Optymizm był jak najbardziej uzasadniony, bo nawet rekordzista olimpijskiej skoczni w Lillehammer Austriak Gregor Schlierenzauer (143 m) lądował dwa i pół metra bliżej.
Pierwsza konkursowa seria potwierdziła znakomitą dyspozycję Polaka. Skoczył 135 m i był drugi za Rosjaninem Dmitrijem Wasiliewem, który poszybował dwa metry dalej. Pół metra dalej od Małysza skoczył też Fin Harri Olli, ale w gorszym stylu, więc był trzeci.
Z Austriaków, którzy od początku sezonu rządzą w zawodach Pucharu Świata, tym razem najlepszy był Thomas Morgenstern (131,5 m). Bliżej od niego lądowali i Wolfgang Loitzl (130), i lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Schlierenzauer (128,5 m).
O pechu mógł mówić Robert Kranjec, który poleciał na 142 m, ale jury zdecydowało, że trzeba konkurs przerwać i rozpoczynać od nowa. W powtórzonej próbie Słoweniec uzyskał 119 m i nie odegrał już żadnej roli w konkursie.