– Justysia nie jest jeszcze w formie. Biega się jej ciężko, ma przecież w nogach ponad tysiąc godzin ciężkiego treningu – mówił kilka dni temu Aleksander Wierietielny, trener dwukrotnej mistrzyni świata.
Sama biegaczka pytana, jakie starty są najważniejsze dla niej w tym sezonie, też za każdym razem odpowiada: te na zimowych igrzyskach olimpijskich, wcześniej na nic nie liczy.
Pierwszy start na drodze do Vancouver, zaliczany do punktacji Pucharu Świata, ma już za sobą. W sobotę w norweskim Beitostoelen pobiegła na 10 km stylem dowolnym. Zajęła 12. miejsce, tracąc do pierwszej na mecie Norweżki Marit Bjoergen prawie półtorej minuty. Przed rokiem, gdy w szwedzkim Gaellivare rozpoczynała swój najlepszy sezon w karierze, była siódma. Jak było później, pamiętamy. Dwa złote medale mistrzostw świata w Libercu, zwycięstwo w klasyfikacji generalnej PŚ. Wtedy Bjoergen też pobiegła szybko, była druga, a w dalszej części sezonu, gdy przyszło walczyć o najcenniejsze trofea, nie odegrała już żadnej roli.
Czterokrotna mistrzyni świata Marit Bjoergen od startu do mety biegła najszybciej. Za nią przybiegły dwie Szwedki, Charlotte Kalla i Anna Haug, czwarta była rodaczka Bjoergen Kristin Stoerner Steira (latem wygrała lekkoatletyczne mistrzostwa Norwegii w biegu na 5 km). Kowalczyk pobiegła bez błysku, ale na jej twarzy nie było rozczarowania. Wie dobrze, że praca, którą wykonała, nie może pójść na marne.
Dobrze spisała się druga z Polek Sylwia Jaśkowiec. Ona przygotowywała się do sezonu wysoko w górach. Z Kowalczyk przegrała niespełna pół minuty, z Bjoergen ponad dwie, ale w pokonanym polu zostawiła wiele znanych biegaczek.