Sporty zimowe są w tym sezonie świadkami dwóch wielkich powrotów. Fin Janne Ahonen zapowiadał, że odejdzie na dobre, tymczasem wytrzymał bez skoków ledwie rok. Bode Miller nawet na dobre nie zrezygnował ze sportu, co najwyżej o tym wspominał (nie pierwszy zresztą raz w karierze), ale jego powrót do rywalizacji jest i tak wielkim wydarzeniem.
Niewielu zawodników potrafi tak ubarwić rywalizację jak Amerykanin. Dziennikarze i kibice w każdej chwili oczekują, że powie coś, o czym będzie można pisać i rozmawiać przez tydzień, do następnych zawodów i kolejnych wywiadów. Kilka lat temu wzywał do legalizacji środków dopingujących i później wcale się ze swoich słów nie wycofał. Następnie publicznie wyznał, że podczas jednych zawodów startował pod wpływem alkoholu. To zresztą, kolejny element wspólny w biografiach obu mistrzów. Ahonen swój najsłynniejszy skok w karierze oddał w 2005 roku w Planicy. Na mamuciej skoczni poleciał na 240 m i upadł. Gdy leżał na zeskoku, odpędzał od siebie służby medyczne, bo zionęło od niego alkoholem po nocy spędzanej w słoweńskich barach i klubach.
Amerykanie mają podwójne powody do świętowania, bo Miller wreszcie pogodził się z tamtejszą federacją narciarską i wreszcie trenuje z resztą reprezentacji, czego unikał od niemal dwóch lat. Wywalczył sobie jednak oddzielną przyczepę do spania i jest bliski doprowadzenia do zatrudnienia w reprezentacji kucharza.
Mimo że Miller tradycyjnie jest pewny siebie i dobrej myśli, to jednak biologii nie był w stanie oszukać. Pierwsze zawody sezonu, w fińskim Levi, zakończył upadkiem na stoku i, jak sam przyznaje, miał szczęście, że nie połamał sobie nosa.
Niepewny swojej formy na początku sezonu jest też inny wielki faworyt Norweg Aksel Lund Svindal, który doznał niedawno kontuzji kolana podczas testowania nowego modelu nart. Zdobywca Kryształowej Kuli w poprzednim sezonie na tym samym co Miller treningu był dopiero 43. – Normalnie moim celem tutaj byłoby miejsce na podium, ale teraz chcę po prostu budować swoją formę. Chcę znów zaufać swoim nogom i móc jeździć z normalną prędkością – przyznaje Svindal.