Trzeba było czekać ponad połowę sezonu, by doczekać się lotów narciarskich. Tej zimy będzie osiem konkursów: od piątku do niedzieli trzy indywidualne na skoczni w Oberstdorfie, w środku marca dwa (drużynowy i indywidualny) w Vikersund podczas turnieju Raw Air 2019 oraz tuż po nich w wielkim finale sezonu na Letalnicy w Planicy – dwa dni lotów indywidualnych przedzielone rywalizacją drużynową.
Wszyscy mówią, że lubią loty. Na świecie są w użytku tylko cztery skocznie mamucie (dochodzi Kulm w Tauplitz/Bad Mitterndorf, kilka lat temu z przyczyn ekonomicznych odpadł Harrachov), przyjemności latania są jednak dawkowane w PŚ z umiarem i rozdzielane w miarę równo między obiekty w Słowenii, Norwegii, Austrii i Niemczech.
Pucharowe konkursy lotów rozgrywane są wedle nieco zmienionych zasad: kwalifikacje wyłaniają 40 (nie 50) skoczków startujących w pierwszej serii, o kolejności startu decyduje kolejność w klasyfikacji PŚ w lotach – poza pierwszym konkursem w sezonie, gdy uczestników szereguje zwykła klasyfikacja pucharowa.
Zdecydowana większość znanych skoczków przyjechała do Oberstdorfu walczyć o tę małą, ale ważną, Kryształową Kulę (losy dużej w zasadzie uważa się za przesądzone) i szykować się do MŚ w Seefeld.
W reprezentacji Polski nastąpiła zmiana, Macieja Kota zastąpił zdolny junior Paweł Wąsek (rekord życiowy długości skoku 140 m), pozostała piątka: Kamil Stoch (rek. 251,5 m), Piotr Żyła (245,5), Dawid Kubacki (236,5), Jakub Wolny (211,5) i Stefan Hula (236), będzie obecna na Heini-Klopfer-Skiflugschanze. To nie jest największy z obiektów mamucich, ale kto wie, może po powiększeniu do rozmiaru HS235 jakiś rekord padnie.