To był pierwszy etapowy wyścig sezonu, trzy biegi, a zmian akcji co niemiara. Każdego dnia któraś z biegaczek wyskakiwała ze swojej roli i zadziwiała.
W piątek Charlotte Kalla dobiegła do finału sprintu stylem klasycznym, konkurencji, w której się czuje jak ryba na piasku. W sobotę Marit Bjoergen odbiła królestwo 5 km klasykiem z rąk Justyny Kowalczyk. A Justyna odłożyła rewanż do niedzieli i na 10 km krokiem łyżwowym miała lepszy czas nie tylko od Bjoergen, ale i od Kalli, czyli mistrzyni olimpijskiej w tej konkurencji. I skończyła wyścig na drugim miejscu, choć w piątek, gdy ją wykluczono z finału sprintu, wydawało się, że wyżej niż na trzecie nie uda się wspiąć.
Skok z dziesiątego miejsca na podium zrobiła już w sobotę, stratę do drugiej Petry Majdić zmniejszyła o blisko 15 sekund, a stratę do Kalli zamieniła na blisko 9 sekund przewagi. Ale jej uśmiech w wywiadach za metą nie był do końca szczery: powtarza często, że jeśli nie wygra na 5 km stylem klasycznym, to znaczy, że pobiegła źle. Justyna prowadziła na pierwszych pomiarach czasu, ale na mecie Bjoergen była szybsza o ponad 2 sekundy.
W niedzielę uśmiechowi można już było wierzyć. Wszystko złożyło się w świetną całość: siły dopisały, trasa była wymarzona, z mocnymi podbiegami, narty dobrze posmarowane, taktyka odpowiednio dobrana. – Sprint był super, z wyjątkiem błędu, który mnie kosztował finał, na 5 km niewiele zabrakło, 10 km przerosło oczekiwania – mówiła Kowalczyk za metą przed kamerą TVP. Ostatni etap przerósł oczekiwania, bo szybkie wyprzedzenie Majdić było w planie, ale styl, w jakim Polka wygrała pojedynek z Kallą – już nie. Majdić, zbyt ciężka na takie podbiegi i jeszcze nie w formie, szybko została z tyłu, Szwedka wyprzedziła Justynę, ale nie potrafiła jej uciec.
– Miałam się trzymać Kalli, uważałam, że będzie lepsza, okazało się jednak, że podbiegi były moją mocniejszą stroną – opowiadała Polka. Zaatakowała na 9. kilometrze i zaczęła powiększać przewagę tak, jakby ona biegła, a Szwedka szła. – Tak myślałam, że to najlepszy moment na atak. Mogłam go ewentualnie odłożyć do ostatniego podbiegu, ale bałam się, że to za krótko, żeby ją zmęczyć.