Tę historię już w tym sezonie słyszeliśmy. Też pojawiały się w niej problemy z lewym kolanem Małysza, domowe wizyty lekarzy, którzy pomagali mu podjąć decyzję, czy skakać w najbliższych konkursach, też była rezygnacja z kwalifikacji, a potem start i w sobotnich zawodach drużynowych, i niedzielnych indywidualnych.
Tak było przed Kuusamo, na inaugurację sezonu. Skończyło się piątym miejscem polskiej drużyny, dziewiątym Małysza, a Adam dopiero trzy tygodnie później w Engelbergu pierwszy raz doskoczył do podium. Wiele wskazuje na to, że obecne problemy po upadku w Zakopanem nie zatrzymają go na tak długo. Małysz jest dziś dużo mocniejszy niż na początku sezonu, szybko doszedł do siebie po pechowym lądowaniu na Wielkiej Krokwi, ma świeżo w pamięci nie tylko upadek, ale i pierwsze od blisko czterech lat zwycięstwo w PŚ. W Willingen, cztery tygodnie przed pierwszym konkursem mistrzostw świata w Oslo, bardzo przydałoby się potwierdzenie, że wszystko jest w porządku.
Ale Hannu Lepistoe nie podejmie tym razem żadnego ryzyka. W Kuusamo namawiał Małysza do startu w drużynówce, w Willingen mu go odradzi, jeśli uzna to za stosowne. Zapowiedział, że ostateczną decyzję podejmie na miejscu, po skokach treningowych.
W Zakopanem po upadku Adama Lepistoe stał na wieży trenerskiej jak słup soli, bał się, że to już koniec sezonu, przeżywał to jeszcze długo po konkursie. A skocznia w Willingen mocno obciąża mięśnie i stawy, Małysz przekonał się o tym dziesięć lat temu, gdy ustanawiał tam rekord, skacząc 151,5 m i lądując za granicą bezpieczeństwa. Rekord poprawił cztery lata później Janne Ahonen (152 m). Dalej lata się już tylko na mamutach.
Jeśli Małysz będzie w pełni sił już w sobotę, to konkurs drużynowy (godz. 16, transmisje w TVP 1 i Eurosporcie) stanie się okazją do sprawdzenia, czy polski zespół, jedyny oprócz Austriaków mający w składzie co najmniej dwóch skoczków, którzy wygrywali w tym sezonie zawody PŚ, to już grupa na medal w Oslo, czy jednak oczekiwania trzeba przykroić do rzeczywistości. Kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego (zawody o 14, TVP 1, Eurosport) podpowiedzi nie dały. Stoch był siódmy po skoku na 135 m, nadspodziewanie dobrze skoczył Piotr Żyła, który wylądował na 141 m (lepszą odległość miał tylko zwycięzca kwalifikacji Gregor Schlierenzauer – 144,5 m) i zajął trzecie miejsce. Ale rozczarował Stefan Hula (110 m), a Rafała Śliża strącił wiatr i obaj odpadli.