Do pierwszego konkursu mistrzostw w Oslo zostało już tylko 12 dni. Są powody, by odliczać z niecierpliwością. Na pewno będzie to robił Małysz, który po ostatnim skoku w Vikersund wyciągnął ręce w górę, i Hannu Lepistoe, który na wieży cieszył się jak na siebie wyjątkowo wylewnie.
Adam stanął wczoraj na podium pierwszy raz od upadku w Zakopanem. Awansował na trzecie miejsce w Pucharze Świata, a wysoki numer startowy w mistrzostwach był dla niego i Lepistoe bardzo ważny. Polak nie zepsuł na norweskim mamucie żadnego skoku. Ustanowił nowy rekord Polski 230,5 m, poprawiając poprzedni, też swój, o 5,5 m.
W obu konkursach w każdej serii Małysz lądował za 210. metrem, to się udało w Vikersund jeszcze tylko Gregorowi Schlierenzauerowi i Johanowi Remenowi Evensenowi, dwóm lotnikom, którzy oswoili przebudowaną skocznię najszybciej. W sobotę podzielili się zwycięstwem – na skoczni mamuciej, przy systemie przeliczania wiatru na punkty, równa nota to coś niesłychanego – uciekając rywalom aż na 44,6 pkt. W niedzielę lepszy był Schlierenzauer, skoczek urodzony do lotów. Małysz nigdy lotnikiem nie był, dla niego im mniejsza skocznia, tym lepiej. A mistrzostwa zaczynają się właśnie konkursem na mniejszej, nazywanej teraz normalną.
[srodtytul]Kula dla Morgensterna[/srodtytul]
Adam będzie tam wśród faworytów do złota. Z kim będzie o nie walczył? Po lotach w Vikersund niełatwo powiedzieć, ostatnia próba przed MŚ zaciemniła obraz. Wielu skoczków w ten weekend się cieszyło, ale żaden nie ma powodów do euforii.