W Garmisch-Partenkirchen nie spełniło się wiele prognoz. Niewiele wyszło z rywalizacji przeziębionej Marii Riesch z poszkodowaną podczas treningu Lindsey Vonn.
Obie sławne alpejki zdobyły wprawdzie medale (Niemka dwa brązowe, Amerykanka jeden srebrny), lecz niezależnie od wyniku sobotniego slalomu nikt już nie może zaprzeczyć: gwiazdą mistrzostw została Austriaczka Elisabeth Goergl – podwójna mistrzyni świata, która w dodatku umie śpiewać, co udowodniła podczas uroczystości otwarcia.
Austriackie kobiety mogą czuć się zadowolone, bo Anna Fenninger zdobyła jeszcze złoto w superkombinacji, ale w Niemczech trudno było zauważyć wyraźną dominację jednego kraju. Francja wygrała zawody drużynowe, Norweg Aksel Lund Svindal superkombinację, Kanadyjczyk Erik Guay zjazd, Włoch Christof Innerhofer supergigant, Amerykanin Ted Ligety i Słowenka Tina Maze zwyciężali w slalomach gigantach.
Jeśli czegoś naprawdę brakuje, to zwycięstwa Austriaka oraz Szwajcara – to interesująca odmiana tych mistrzostw. Czy w slalomach można się spodziewać, że ktoś otrze wielkim krajom alpejskim łzy? Wśród mężczyzn istnieje taka szansa, choć pozycja Chorwata Ivicy Kostelicia, lidera Pucharu Świata i pucharowej klasyfikacji slalomowej, wydaje się najmocniejsza.
Lista kandydatów do medali jest zresztą długa i barwna: za Kosteliciem też nie widać od razu Austriaków, wyżej klasyfikowani są Francuz Jean-Baptiste Grange i Szwed André Myhrer, dopiero potem Marcel Hirscher z wioski niedaleko Salzburga. Wobec licznych niespodzianek, ataku młodych, nieprzewidywalnej pogody i trudnej trasy, kto wie, czy nie zwyciężą inni, może Szwed Mattias Hargin albo Włoch Manfred Moelgg, też mocni tej zimy. Panie skończą pracę wcześniej. W sobotę, jeśli wierzyć klasyfikacji PŚ, powinna wygrać pięciokrotna triumfatorka zawodów w tym sezonie – Marlies Schild, oczywiście Austriaczka. Będzie to jednak ostatnia szansa na złoto dla Niemiec, więc nie skreślajmy Marii Riesch, urodzonej dla nart w Ga-Pa.