Na mistrzostwa świata do Oslo Justyna Kowalczyk wyruszyła już jako podwójna triumfatorka Pucharu Świata. Mniejszą Kryształową Kulę, w klasyfikacji biegów na dystansie, zapewniła sobie w sobotę, gdy na 10 km stylem klasycznym przegrała tylko z Marit Bjoergen. Kuli za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, już trzecie z rzędu, doczekała się wczoraj, gdy wprawdzie ze sprintu stylem dowolnym odpadła w ćwierćfinale, ale Bjoergen zajęła w nim dopiero piąte miejsce.
[srodtytul]Druga po Matikainen[/srodtytul]
Kowalczyk ma teraz 592 pkt przewagi nad Norweżką, a do końca sezonu zostały dwa biegi punktowane po 100 pkt i finał sezonu w Szwecji, gdzie można zdobyć 350 pkt. – Spełniło się moje największe marzenie. Przede mną wśród kobiet trzy puchary z rzędu miała tylko Finka Marjo Matikainen. Taka seria nie udała się tak wielkim narciarkom, jak Bente Skari, Virpi Kuitunen, Jelena Wialbe, Marit Bjoergen – mówi „Rz” Kowalczyk.
Polka wygrała już w tym sezonie Tour de Ski i dwie z trzech kul (trzecią, za sprint, zdobędzie pewnie Petra Majdić), teraz liczą się tylko mistrzostwa w Oslo. Pierwszy bieg, właśnie w sprincie stylem dowolnym, w czwartek. Dziś Justyna będzie pierwszy raz trenować na trasach mistrzostw.
Spakowała się i wyruszyła z Drammen już wczoraj, niedługo po pechowym ćwierćfinale. Nie składała odwołania, choć może mogłaby walczyć o swoje po tym, jak Finka Pirjo Muranen zablokowała jej drogę i nadepnęła na kijek, łamiąc go. – To było na podbiegu, miałyśmy tam trzy tory i chciałam zaatakować z tego skrajnego. Pirjo się zorientowała, przeskoczyła przede mnie, kijek się złamał. Było po zabawie. Do mety doszłam, a nie dobiegłam – opowiada Justyna. Rok temu sprint w Drammen też kończyła spacerem, wtedy zablokowała ją Bjoergen, ale dopiero w finale.