Wyjedzie do Skandynawii 1 listopada wieczorem, wróci do Polski na Boże Narodzenie. Na dwa dni, a potem znowu w drogę. Jak co sezon, ale ten będzie inny. Pierwszy od dawna bez wielkiej imprezy: mistrzostw i igrzysk, sezon, w którym Kryształowa Kula waży więcej niż zwykle. Justyna Kowalczyk będzie jej bronić trzeci raz z rzędu.
Nikomu się jeszcze nie udało wygrywać Pucharu Świata w czterech kolejnych sezonach. Justyna o Kuli głośno tym razem nie mówi, ale wiadomo, że ona znów będzie celem. Najważniejszym obok pierwszych zawodów PŚ w Polsce, 17 – 18 lutego w Szklarskiej Porębie, oraz Tour de Ski, który Kowalczyk może wygrać trzeci raz z rzędu. I wreszcie będzie w nim rywalizować również z Marit Bjoergen.
Norweżka już nie będzie startować tylko w wybranych zawodach. Po pierwsze, ona też chce walczyć o Puchar Świata i zmierzyć się z Tourem, w którym dotychczas jej się nie wiodło (dlatego zrezygnowała z ostatnich dwóch). Po drugie, przepisy się zmieniły i pięć najlepszych reprezentacji z ostatniego sezonu – w tym Norwegia i Polska – może opuścić tylko jedne zawody PŚ. W pozostałych muszą wystawić trzy zawodniczki do biegów długich i dwie do sprintów.
Bjoergen planuje odpuścić tylko sprinty uliczne w Duesseldorfie i Mediolanie, czyli te, z których rezygnuje również Justyna. – Mamy, jak widać, podobną taktykę – uśmiecha się Kowalczyk. Na piątkową konferencję prasową w krakowskim hotelu Park Inn wkroczyła w świetnym humorze, z przyciągającą spojrzenia torebką. – Nie wybieram się na zawody do Mediolanu, więc nie będzie zakupów, ale jakoś sobie poradziłam. Znalazłam w Bolzano – puściła oko. Potem za stołem konferencyjnym bez przerwy żartowały z wracającą do startów po kontuzji Sylwią Jaśkowiec i Eweliną Marcisz.
Tylko jedno zdrowie
– Mam za sobą dobre przygotowania, pierwszy raz nie ćwiczyłam sama, pomagał mi Maciej Kreczmer, i bardzo mu za to dziękuję. Niewyczerpana inwencja mojego trenera też zrobiła swoje. Jakoś znalazłam w sobie siły, by podołać jego pomysłom. Będzie dobrze – mówiła Justyna.