Była szybsza o cztery dziesiąte sekundy. Doliczając bonus za zwycięstwo, ruszy dziś na trasę biegu pościgowego na 10 km stylem klasycznym z przewagą 5,4 sekundy nad Bjoergen. Ale tego, co we wczorajszym prologu na 2,5 km było najważniejsze, nie mierzy się stoperem.
Od igrzysk w Vancouver Justyna tylko raz wygrała wyścig, w którym startowała Marit. To było w marcu 2010 roku, też w prologu wyścigu etapowego, tego mniej ważnego, w Falun. Ale tam bieg był stylem klasycznym, a wczoraj w Oberhofie dowolnym. Tam Bjoergen przyjechała zmęczona wcześniejszymi startami, a na Tour de Ski – po świątecznym odpoczynku. Również po chorobie, ale wczoraj na konferencji po biegu wszystkie trzy najlepsze, Kowalczyk, Bjoergen i Szwedka Hanna Brodin, kasłały i pociągały nosem.
– Justyna zrobiła wszystko jak należy. Bała się bardzo, ale potrafiła się skoncentrować
– mówi „Rz" trener Aleksander Wierietielny. – 600 metrów przed metą przegrywała z Bjoergen o trzy sekundy. Miała taki czas jak Kikkan Randall. A na mecie była szybsza od Randall o ponad siedem sekund.
– Jestem zaskoczona, bo zwykle biegi na takich szybkich trasach mi się nie udają