Miały być emocje walki Schlierenzauera z Andreasem Koflerem, ale po pierwszej serii (okazało się, że jedynej) sprawa zwycięstwa była praktycznie rozstrzygnięta. Lider klasyfikacji skoczył 131 m, wyprzedzili go tylko Thomas Morgenstern i Anders Bardal (po 135).
Atrakcje zgasił podmuch w narty Koflera, który bronił się dzielnie, ale 122 m i trochę ratunkowe lądowanie dały mu 27. miejsce i kolejne 20 punktów straty do Schlierenzauera. Bez pomocy losu – nie do odrobienia.
Los nie mógł pomóc, bo start drugiej serii przekładano kilka razy, by ostatecznie zatwierdzić wyniki po pierwszej. Kofler zdążył wprawdzie skoczyć pięknie 140 m, ale ten wysiłek poszedł na marne.
Ze względu na złą pogodę i odwołanie kwalifikacji w pierwszej serii nie było systemu KO, tylko zwykła walka o awans do finałowej trzydziestki. Austriaccy skoczkowie mimo zamieci dobrze bawili swoją publiczność, ale Kamil Stoch też przeszedł próbę śniegu (129 m), choć do walki o podium się nie wtrącił.
Większość ludzi pod skocznią im. Paula Ausserleitnera wierzyła, że nowym austriackim mistrzem będzie Schlierenzauer. Ma 22 lata (dziś obchodzi urodziny), jest Tyrolczykiem ze sportowej rodziny (ojciec skakał na nartach, wuj Markus Prock to były wielki mistrz saneczkarstwa) i zaczyna zbierać owoce swego talentu i pracy.