W ostatnich czterech biegach prowadzenie zmieniało się cztery razy. Justyna, Marit, Justyna, Marit – w Novym Meście wypadło na Norweżkę.
Bjoergen ma 12 pkt przewagi i to ona na pierwszy Puchar Świata w Polsce przyjedzie w żółtej koszulce. Jest bardzo prawdopodobne, że zostanie w niej na dłużej, bo w Jakuszycach w piątek będzie sprint stylem dowolnym po płaskiej trasie. To nie jest konkurencja dla Justyny, jej dniem powinna być sobota: 10 km stylem klasycznym ze startu indywidualnego. W Otepaeae wygrała taki bieg po królewsku, więc bilans przyszłego weekendu powinien wyjść na zero.
Marit całuje narty
Powinien, ale w tym sezonie nie ma reguł, których by się nie dało podważyć. To w sprincie stylem dowolnym w Davos Bjoergen jedyny raz tej zimy nie stała na podium. A Justyna jeden taki bieg wygrała, w Moskwie, pierwszy raz w karierze.
Z rozdzielaniem punktów w długich wyścigach stylem klasycznym też lepiej uważać, bo w Czechach było inaczej, niż się wszyscy spodziewali. Justyna była bardzo mocna, ale Bjoergen nie dała się złamać. – Udał mi się najlepszy w tym sezonie bieg klasykiem. Mówimy o ulubionym dystansie Justyny, o stylu, w którym jest mocniejsza. To mnie niesamowicie podbudowuje i mam nadzieję, że utrzymam taki nastrój do końca sezonu – mówiła Marit za metą. Kowalczyk prowadziła przez większość biegu, wygrała oba lotne finisze, ale Bjoergen, uprzejmie przepuszczona na pierwszej premii przez Therese Johaug, była cały czas za nią. A gdy zaczynała się jazda w dół, uciekała na kilka metrów.
Tym razem norwescy serwismeni, wielcy przegrani z Tour de Ski, znaleźli coś, co dało Marit taką przewagę na zjazdach, jaką Justyna miała w Otepaeae. I po każdym zjeździe Polka musiała odpracować stratę. – Już od pierwszego okrążenia wiedziałam, że będę musiała walczyć na podbiegach. Ale Marit pod górę też była bardzo mocna – mówiła Polka.