W środę Polacy przegrali z Rumunią po dogrywce 1:2 i bardzo skomplikowali swoją sytuację. Do tej pory wszystko szło jak trzeba, pokonali wysoko Holandię i Ukrainę, i przewodzili w tabeli. Niestety, przydarzyły im się trzy błędy, które rywale zamienili na bramki i zwyciężyli po dogrywce.
Po tej porażce drużyna prowadzona przez Tomka Valtonena spadła na drugie miejsce i musi liczyć na to, że w dwóch ostatnich spotkaniach Rumuni stracą przynajmniej jeden punkt.
Po to, aby kalkulacje miały jakikolwiek sens, Polacy musieli w czwartek pokonać Estończyków. Gospodarze mistrzostw świata Dywizji IB bardzo liczyli na awans. Fiński szkoleniowiec Jussi Tupamaki już na początku kwietnia zebrał na zgrupowaniu 33 hokeistów, z których wybrał 22-osobową kadrę. W estońskiej kadrze nie ma wielu znanych nazwisk. Największą gwiazdą jest Robert Rooba, 25-letni napastnik JYP Jyvaskyla, z którym wygrał Ligę Mistrzów. Swego czasu wiele w europejskim hokeju znaczył Andriej Makrow, ale ten napastnik ma już 39 lat.
Selekcjoner Polaków zmienił na to spotkanie bramkarza. Przemysława Odrobnego, który popełnił ostatnio dwa poważne błędy, zastąpił John Murray. Bramkarz GKS Tychy bronił bardzo dobrze, długo zachowywał czyste konto - skapitulował dopiero, gdy Estończycy grali w przewadze. Obrońcy zagapili się i zostawili tuż przed bramką samego Makrowa (polscy zawodnicy dostawali w tym meczu bardzo często kary, co utrudniało im grę).
Polacy prowadzili wtedy 3:0, po dwóch golach Filipa Komorskiego i pięknym uderzeniu Bartłomieja Neupauera. Wydawało się, że to bezpieczna przewaga, ale wysokie prowadzenie chyba rozkojarzyło Polaków. Dali się zepchnąć Estończykom, popełniali błędy i na siedem minut przed końcem spotkania Rooba zdobył bramkę na 3:2. Końcówka była bardzo nerwowa, Estończycy wycofali bramkarza, wprowadzając dodatkowego zawodnika do ataku, ale na szczęście, chociaż kilka razy zakotłowało się pod bramką Murraya, to rywale nie strzelili wyrównującego gola.