Po minie Justyny po biegu było widać, że ta szklanka jest do połowy pełna, choć pewnie i niedosyt zostanie, bo awans do finału sprintu stylem dowolnym był blisko. Uciekł o pół sekundy, a w klasyfikacji generalnej tak zawirowało, że jutro w biegu pościgowym (15.15, TVP 2, Eurosport) na pewno powstanie silna grupa goniąca Kowalczyk.
Przewaga Polki nad Therese Johaug to wprawdzie już ponad 50 sekund, ale nawet dwie współpracujące ze sobą zawodniczki potrafią wiele nadrobić do samotnej liderki. Rok temu biegnące razem Kowalczyk i Marit Bjoergen uciekły walczącej za nimi samotnie Therese o minutę. A Johaug będzie miała jutro do pomocy trzecią w klasyfikacji Kristin Stoermer Steirę, jedną z bohaterek sprintu, bo dla Norweżki każdy awans do finału jest sukcesem.
Polce ten awans uciekł na finiszu, gdy zaatakowały Charlotte Kalla i Heidi Weng. Bieg był za wolny, żeby dostać się do najlepszej szóstki z czasem. Ale to i tak pierwszy wyścig sprinterski w tym sezonie, po którym Kowalczyk mogła się szczerze uśmiechnąć. Po poprzednich, w Kuusamo i Canmore, gniewali się na siebie z Aleksandrem Wierietielnym, bo trener wytykał jej niepotrzebną nerwowość i błędną taktykę.
W Muenstertal był i spokój, i wyrachowanie. Było jasne, że najpierw trzeba rzucić wszystkie siły, by awansować do półfinału, bo między nim a ćwiećfinałem jest przepaść, jeśli chodzi o bonusowe sekundy. A gdy się okazało, że w tym samym biegu półfinałowym będzie też nieoczekiwanie szybka tego dnia Johaug (wyprzedziła Kowalczyk w eliminacjach, co jej się do tej pory nie zdarzało w sprintach stylem dowolnym), Justyna musiała też pilnować, by wjechać na metę przed Norweżką.
Zajęła ostatecznie siódme miejsce, pierwsze poza finałem. Johaug była 10. i na trzecim kolejnym etapie tegorocznego Touru jej strata do Polki urosła. A dla Justyny siódme miejsce jest jednym z najlepszych w sprintach łyżwą w TdS.