Anders Jacobsen: bajki niedokończone

Był hydraulikiem, tancerzem, komentatorem, ale najlepszy jest jednak jako skoczek narciarski. Choć aż rok mu zajęło, żeby to zrozumieć

Publikacja: 02.01.2013 14:17

Anders Jacobsen: bajki niedokończone

Foto: ROL

Gdzie się mieli bić Austriacy z Niemcami, tam Norweg skorzystał. Wygrał dwa pierwsze konkursy Turnieju Czterech Skoczni, mimo że przed turniejem ani razu nie stał w tym sezonie na podium, a jeszcze rok temu był młodym emerytem, który się wypisał ze skoków, bo za bardzo ciążyła mu presja.

Teraz trener Niemców Werner Schuster mówi o Andersie Jacobsenie, że lata jak anioł, koledzy Norwega z kadry - że jak kula armatnia, a eksperci narciarscy, że to styl na nietoperza. Sam Anders po wtorkowym zwycięstwie w Garmisch-Partenkirchen, gdy w niesamowity sposób wyratował się z kłopotów w pierwszej serii, powiedział że w pierwszym skoku czuł się jakby leciał helikopterem, a w drugim przesiadł się do myśliwca. Ci skoczkowie, którzy już nie liczą się w walce o zwycięstwo w Turnieju, kibicują właśnie jemu, bo lata ładnie, odważnie, bije Austriaków i zawsze był dla wszystkich miły, czego o ścigającym się z nim Gregorze Schlierenzauerze (dzieli ich 12,5 punktu, jutro są w Innsbrucku kwalifikacje, a pojutrze trzeci konkurs) powiedzieć się nie da.

Jacobsen walczący o zwycięstwo ze Schlierenzauerem w Turnieju Czterech Skoczni – to już było. Sześć lat temu Anders poleciał po pierwsze turniejowe zwycięstwo, wyskakując znikąd. To był jego pierwszy sezon w Pucharze Świata, pierwszy turniej. Największy sukces w karierze odniósł ledwie kilka miesięcy po tym, jak dostał się do norweskiej kadry podczas letniego castingu, zorganizowanego przez Mikę Kojonkoskiego, byłego trenera Norwegów. Miał wtedy 21 lat, dużo jak na sport, w którym tak wiele jest cudownych dzieci. Był wyuczony na hydraulika i pewnie gdyby nie tamto lato 2006, zostałby przy tym fachu i w swoim rodzinnym Hoenefoss. Chwycił szansę i poleciał w świat. Ale nie dotarł tak daleko, jak wszyscy się spodziewali.

Dużo metrów, mało przyjemności

Kojonkoski mawiał o Jacobsenie, że ma sylwetkę idealną do skoków narciarskich. Ale Anders miał też mnóstwo pecha i głowę niegotową do sprostania coraz większym oczekiwaniom. Wiele rzeczy w życiu zaczął, ale żadnej jeszcze nie doprowadził do końca. Poza Turniejami Czterech Skoczni wygrał tylko pięć konkursów Pucharu Świata. Zdobył jeden indywidualny medal mistrzostw świata, brązowy w 2009. Na MŚ 2007 do Sapporo jechał jako faworyt, ale fatalnie znosił aklimatyzację w Japonii, ponoć zaszkodziły mu tabletki nasenne wzięte w samolocie. W kolejnych sezonach miał też problemy z hemoroidami (musiał przejść operację), ale przede wszystkim – z motywacją. Miał dość presji, ciągłych podróży, bycia rozliczanym przed kamerami i mikrofonami. Tego, że tak dużo jest w tym wszystkim wyników, punktów, metrów, a tak mało przyjemności. Dlatego w roku 2011, niedługo po MŚ w Oslo, kilka miesięcy po narodzinach syna, Isaka, poprosił by go wykreślić z norweskiej kadry. Sam wtedy nie wiedział, czy mówi „żegnajcie", czy „do zobaczenia".

Nie przestał skakać, trenował od czasu do czasu dla przyjemności. Nie schował się też w cieniu. Wystartował w norweskim „Tańcu z gwiazdami" i nawet był jednym z faworytów, ale już po piątym odcinku musiał przerwać. Tym razem – wyrostek robaczkowy, znów operacja. Więc z parkietu w studiu telewizji TV2 przeniósł się za mikrofon NRK, jako współkomentator skoków. Znów się okazało, że w nowej roli jest świetny. Komentator Arne Scheie wspomina, jak powiedział mu ostatniej zimy: - Masz przed sobą długą przyszłość w tym zawodzie. I jak Jacobsen niespodziewanie odpowiedział: - Nie sądzę. W następnym sezonie skoków chcę być najlepszy na świecie.

Zatańcz w różowym

Już wtedy wiedział, że musi wrócić. Poczuł to po kilku miesiącach przerwy. Zaczęło mu brakować kolegów z kadry, adrenaliny. Poważne treningi zaczął już pod koniec poprzedniego sezonu. Wrócił do Pucharu Świata odmieniony, bardziej odporny na to wszystko, co go przerosło po pierwszym zwycięstwie w turnieju.

- Jestem starszy i mam nadzieję, trochę mądrzejszy. Już po narodzinach syna przestałem stawiać siebie w centrum świata. A po „Tańcu z gwiazdami" nauczyłem się traktować siebie mniej serio, ale i nabrałem śmiałości. Sam taniec przed ludźmi jest wystarczająco trudny, gdy tego nie robiłeś wcześniej, a co dopiero w różowych wdziankach. Wystartowałem, bo chciałem sprawdzić, czy zrobię z siebie idiotę, czy nie. Jakoś sobie poradziłem – mówi.

Kiedyś, gdy skoki były znacznie bardziej niebezpiecznym sportem, mówiło się, że małżeństwo i dzieci skracają loty. Dziś częściej się zdarzają odwrotne przykłady. Od Adama Małysza po Jacobsena, który dzięki żonie Birgitte i Isakowi odkrył, że na skoczni tak naprawdę niewiele ma do stracenia. – Czy będę pierwszy czy 40, nikt mi nie zabierze ani fantastycznej żony, ani syna ani naszego pięknego domu – mówi. Niech inni się denerwują, a on leci dalej.

pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski
Inne sporty
Mistrzostwa Europy. Damian Żurek i Kaja Ziomek-Nogal blisko podium
Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego