Dla polskich reprezentantów na zaczynające się za 10 dni mistrzostwa świata w Val di Fiemme zawody w Klingenthal będą ostatnią próbą przed MŚ. Trener kadry Łukasz Kruczek zdecydował, że na loty do Oberstdorfu w najbliższy weekend wyśle młodych zdolnych.
Wcześniej Kruczek się wahał, w rozmowie z „Rz" przyznawał, że nie warto zmieniać rytmu, gdy skoki się udają. Ale po weekendzie w Willingen przekonał się, że lepiej jednak opuścić Oberstdorf i dać skoczkom trochę czasu na spokojny trening.
Już piątkowe kwalifikacje, w których odpadł jeden z liderów kadry Maciej Kot, a i pozostali skoczkowie mieli kłopoty techniczne, pokazały, że kadra po znakomitych wynikach w ostatnich tygodniach wpadła w ostrzejszy zakręt. Potwierdził to konkurs drużynowy. Niedzielne zawody indywidualne zostały odwołane, przekładano je kilka razy z powodu wiatru, ale w końcu jury się poddało.
Piąte miejsce w drużynówce trudno uznać za dramat (co mieliby powiedzieć Austriacy, którzy kiedyś wygrywali z ogromną przewagą, a teraz wypadli poza podium, na czwarte miejsce). To nie Kuusamo, gdzie Polacy trzy miesiące temu skakali beznadziejnie, zajęli ostatnie miejsce, a lider Kamil Stoch był zupełnie zagubiony. Teraz Stoch jest mocny i regularny, od kilku tygodni nie wypada poza czołową dziesiątkę. Tylko trzech skoczków zebrało w drużynówce w Willingen więcej punktów od niego. Czuje się mocny, a z Klingenthal wspomnienia ma dobre, bo dwa lata temu tam wygrał.
Jest jednak w kadrze problem ze skoczkami, którzy jeszcze niedawno byli tuż za Stochem, a od czasu do czasu go wyprzedzali.