To jest bitwa, na którą Justyna poszła ramię w ramię z Marit Bjoergen i większością narciarek z czołówki. Walczą z organizatorami zawodów w Falun, którzy zmienili trasy z myślą o mistrzostwach świata w 2015 roku. Ale zmienili je tak, że i biegaczki i biegacze uznali je za skrajnie niebezpieczne. Chodzi przede wszystkim o zjazd z Moerdarbacken, góry na którą trzeba się wspinać każdego dnia finału PŚ.
Do tej pory główną atrakcją był właśnie podbieg. Teraz wszyscy patrzą na zjazd, z tak źle wyprofilowanymi zakrętami, i tak źle zabezpieczony, że Bjoergen nazwała trasy parodią. Razem z m.in. Justyną, Kikkan Randall, Therese Johaug podpisały się pod listem wzywającym do innego poprowadzenia tras, zwłaszcza tej do sobotniego biegu na 10 km stylem klasycznym. Zagroziły wycofaniem się ze startu. Organizatorzy odpowiadają, że zmienią trasy w przyszłości, przed mistrzostwami, ale teraz niewiele mogą zrobić. Na dziś rano zaplanowane jest spotkanie pojednawcze, ale Justyna zapowiedziała, że skoro raz się pod czymś podpisała, zdania nie zmieni.
Oznaczałoby to, że wyścig finałowy straci liderkę. Kowalczyk przed dzisiejszym prologiem na 2,5 km (transmisja TVP 2, Eurosport) ma 7,1 s przewagi nad Finką Kerttu Niskanen, 8,4 nad Marit Bjoergen.
W skokach nastała wreszcie Planica, czyli czas latania, czekania i bankietów. Niech sobie Vikersund ma największą skocznię świata, ale Planica to Planica. To tutaj się dzieją rzeczy szalone i jeszcze można poczuć, że skoki to była kiedyś zabawa śmiałków. Z naciskiem na zabawę.
Przyjeżdża się tu po to, żeby mieć radość z poskromienia skoczni, która budzi respekt jak żadna inna. I każdy wie, że czasami trzeba będzie na tę radość długo poczekać. Wczorajsze kwalifikacje miały trwać godzinę, a rozciągnęły się na dwie. Z sześciu Polaków do konkursu nie dostał się tylko Stefan Hula. Najlepszy był Maciej Kot (10. miejsce, 205,5 m), ale miał też najlepsze warunki. Zwycięzca z Oslo Piotr Żyła zajął 15. miejsce (194,5), Dawid Kubacki 21. (188), a Krzysztof Miętus 29. (185).