Korespondencja z Innsbrucku
Mimo złych prognoz czerwono-biało-czerwone flagi zalały w sobotnie popołudnie trybuny skoczni na Bergisel. Trudno było odwołać konkurs, na który poszły wszystkie (22 150 sztuk) bilety.
Austriacy nie mieli jednak swego święta, obejrzeli serię KO, którą wygrał Koivuranta przed Simonem Ammannem i Stochem, potem zobaczyli 20 skoczków w drugiej serii, liderem był wówczas ich Stefan Kraft przed Niemcami Marinusem Krausem i Severinem Freundem, ale ci najważniejsi jeszcze siedzieli na wieży.
Wtedy jednak ciemne chmury zaczęły coraz szybciej nadchodzić nad Bergisel, wiatr się wzmógł i po naradzie sędziów dyrektor FIS ds skoków Walter Hofer pokiwał przecząco głową do kamer: ostatnia dziesiątka nie skacze, w mocy pozostaje klasyfikacja po pierwszej serii. Bezpieczeństwo jest ważniejsze, niż uciecha publiczności.
Ta decyzja oznacza przeniesienie końcowych emocji na poniedziałek do Bischofshofen. W górze klasyfikacji turniejowej nastąpiły bowiem niewielkie zmiany, Ammann wyprzedził Morgensterna, jest drugi, 6 punktów przed starszym z dwóch austriackich Thomasów, niecałe 10 punktów za młodszym. Pozostali tej trójki już nie dogonią. Czwarty, Noriaki Kasai, ma prawie 20 pkt do Morgensterna. Ósmy Kamil Stoch traci mniej do Japończyka.