Laser i świecące diody

Podczas tej imprezy od dawna testowane są nowe rozwiązania, które zmieniają skoki narciarskie.

Publikacja: 04.01.2014 17:00

Korespondencja ?z Innsbrucku

Tej zimy widać, że przyszłość to lasery i świecące diody. Może skoczkom nie będzie z nimi znacznie lepiej, ale widzom na pewno.

Organizatorzy konkursu w Oberstdorfie byli dumni – udało się wdrożyć technologię, która daje szansę przywrócenia czytelności konkursom skoków. Każdy, kto chciał, widział to na żywo i w telewizorze: Simon Ammann, Kamil Stoch i pozostali dostali na zeskoku jasno świecącą zieloną linię, która wyznaczała granicę do pobicia. Kto skoczy za kreskę – zostaje liderem, kto nie przeskoczy – wiadomo, że liderem nie zostanie.

Projektor na wieży

Linię wyświetlają urządzenia sprzęgnięte z miernikiem odległości, czujnikami wiatru i pozycją belki startowej. W Oberstdorfie projektor umieszczono na wieży sędziowskiej. Czas nie jest problemem, komputer liczy wszystko błyskawicznie i linia zakwita w odpowiednim miejscu parę sekund przed każdą próbą.

Pewną wadą systemu jest to, że nie można, z przyczyn oczywistych, uwzględnić sędziowskich not skoczka za styl. Programiści uznali więc, że próba będzie oceniona trzykrotnie po 18 punktów i już.

Wynalazek przetestowano na skoczni Schattenberg minionego lata, co więcej, uzyskał on atest TÜV – znanej niemieckiej organizacji wydającej certyfikaty jakości.

Wśród dodatkowych zalet laserowej linii wymienia się i tę, że doskonale widać ją także w telewizyjnych powtórkach, w zwolnionym tempie, jak również z dowolnego ujęcia kamery, czego wcześniej nie dawało się osiągnąć.

Wynalazek nazwany dumnie „Best-to beat 2.0" przydaje się komentatorom telewizyjnym i widzom na stadionie. Wreszcie ci, którzy marzną pod skocznią, widzą to samo, co telewidzowie, którym już od kilku lat komputery pomagały ocenić jakość skoku.

Czy to znaczące osiągnięcie w czasach rosnącej potęgi przekazu wizualnego? Na razie wszyscy twierdzą, że tak. Przez ostatnie lata skoki narciarskie przeżywały trudną i chyba nie do końca wygraną walkę o sprawiedliwość ocen oraz o wyeliminowanie znaczącego wpływu wiatru na noty i miejsca.

W tej dziedzinie też technologia pomagała, choć uwzględnienie siły i kierunku wiatru ma poważne skutki uboczne: skoczek skoczył, ale nikt dłuższą chwilę nie wie, czy jego wysiłek daje mu dobre miejsce, czy nie.

Gdy do tego dołączono kolejną poprawkę, związaną ze zmianą wysokości belki startowej, także wdrożoną w celu opanowania sił natury (i poprawienia płynności relacji telewizyjnych), nieczytelność skoków stała się jeszcze większa.

Stara prosta reguła: kto skoczył najdalej, w zasadzie wygrywał, nagle całkiem straciła sens

Czekanie w niepewności na wynik obliczeń zapewnia emocje, ale stara prosta reguła: kto skoczył dalej, w zasadzie wygrywał, nagle całkiem straciła sens. W krańcowych przypadkach bywało, że zwycięzca skakał kilkanaście metrów mniej od konkurentów, ale wygrywał dzięki przelicznikom.

Gdy do tego na własne życzenie jeszcze obniżał belkę (jak Ammann w Oberstdorfie), co daje dodatkowe punkty, skoki zamieniały się w interesującą dla niektórych łamigłówkę taktyczną z udziałem trenera, ale dla większości sprowadzały się do czekania na to, co pokaże tablica wyników.

Chwalą zmiany

W Oberstdorfie pomyślano o powrocie do pokazywania widzom przybliżonej wartości skoków (z uwzględnieniem systemu poprawek na wiatr) już trzy lata temu. Mało kto pamięta, że przed laserową linią były świetlne tablice (z diod LED) – „Best-to-beat", wersja pierwsza.

Wielkiego wrażenia nie zrobiły, stąd dalsze prace, ale kto wiedział, ten widział: diody świeciły po lewej stronie zeskoku na bandzie. Mniej więcej tam, gdzie trzeba było skoczyć, by prowadzić. Teraz lasery pokazują wszystko jaśniej i czytelniej. Do tego działacze w Oberstdorfie dołączyli błyszczącą na kolorowo belkę startową, uważni widzowie na stadionie powinni na niej dostrzec, kiedy zapala się zielone światło dla skoczka.

Nikt jeszcze widzów nie pytał, czy nowinka im się podoba, ale wygląda na to, że odwrotu od niej nie ma, bo w telewizorach ta dawna, niebieska linia, jest dziś oczywistym wymogiem.

Polscy skoczkowie, pytani o nową zieloną linię, odpowiadają, że ją widzą, ale wielkiego wrażenia na nich nie robi. Trener Łukasz Kruczek na okoliczność wynalazku treningu nie przeprowadził, więc każdy radził sobie sam. Ogólna opinia w polskiej kadrze jest taka, by po prostu nie przesadzać z koncentracją na zieleni.

W innych ekipach chwalą zmiany. – To ważne, że mamy taki wynalazek. Widzowie na stadionie dostatecznie długo stali i patrzyli na zeskok bez wiedzy – oświadczył Severin Freund.

– To był konieczny i nawet spóźniony krok – mówił trener Niemców Werner Schuster.       – Nie ma mowy, by linia nam przeszkadzała. Przecież mamy już na zeskoku czerwoną linię pokazującą punkt K, zielona kreska wyżej, czy niżej, niczego nie zmienia. To dobra innowacja – wtórował mu Austriak Thomas Morgenstern.

Spodziewany sukces laserowej linii to jeszcze jeden z powodów, by dostrzec, że Turniej Czterech Skoczni dobrze pełni rolę inkubatora postępu. Ale nie zawsze wszystko się udawało. System mrożenia torów rozbiegu w roku inauguracji w Garmisch-Partenkirchen w zasadzie kompletnie zawiódł, trzeba było go poprawić, by spełniał swoją rolę. Ale dziś mrożenie to obowiązek w imprezach mistrzowskich.

Przyszłość, zapewne niedaleka, to czipy w butach skoczków do usprawnienia pomiaru odległości, i może coś jeszcze, co w ciszy instytutów szykuje na następny turniej wraz z naukowcami szwajcarskimi i niemieckimi dyrektor FIS ds. skoków Walter Hofer.

Jednej nowości jednak nie będzie się sprawdzać w Oberstdorfie, Ga-Pa, Innsbrucku lub w Bischofshofen – skoków na wielkim stadionie. Wprawdzie stadion Tivoli New w dolinie rzeki Inn pamięta mecze piłkarskich mistrzostw Europy w 2008 roku, miał wtedy 30 tysięcy miejsc, ale po mistrzostwach widownia zmalała do 16 tysięcy, znacznie więcej ludzi przychodzi na Bergisel. Wygląda na to, że eksperyment z reprezentacyjnym stadionem do skoków narciarskich musi odbyć się w ojczyźnie Adama Małysza – na Narodowym.

Głos z Soczi

Turniej Czterech Skoczni wyznacza także inne wzory: bezpieczny i wygodny dojazd dla tysięcy widzów, coraz bogatszą oprawę, wydarzenia medialne związane z konkursami. To nie przypadek, że miasta turnieju żyją skokami także później, że ceremonię wręczania nagród przenosi się ze skoczni do centrum, że kibice dostają szansę spotkania ze swymi idolami oko w oko, że pod ratuszem w Oberstdorfie stanęła scena z wielkim numerem 62 (to 62 turniej) i tam bohaterowie konkursu wypełniali swoje obowiązki wobec publiczności.

Oczywiście turniej ze swą tradycją i mocą przyciągania pieniędzy sponsorskich może sobie pozwolić na lasery, bajery, burzenie starych i budowanie nowych skoczni, mrożenie rozbiegów i płacenie nagród większych niż w zwykłych zawodach Pucharu Świata, a nawet na zapraszanie „Eddiego Orła".

W sprawie lasera jest już głos z Soczi. Jeśli zielona kreska będzie chwalona jak dotychczas, pojedzie na najbliższe igrzyska do Rosji.

Korespondencja ?z Innsbrucku

Tej zimy widać, że przyszłość to lasery i świecące diody. Może skoczkom nie będzie z nimi znacznie lepiej, ale widzom na pewno.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Inne sporty
Polacy szykują się do sezonu. Wrócą na olimpijski tor
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście