Korespondencja Krzysztofa Rawy z Zakopanego
Po piątkowych kwalifikacjach wiadomo, że konkurs indywidualny będzie jeszcze bardziej polski, niż w Wiśle, z tuzina lokalnych bohaterów ubył tylko Bartłomiej Kłusek. Kamil Stoch i Jan Ziobro nie musieli startować (lider PŚ znów skorzystał z tego prawa, młody ojciec Ziobro skoczył raz dla treningu, bo z oficjalnych treningów zrezygnował), a pozostała dziewiątka: Kubacki, Murańka, Olek Zniszczoł, Maciej Kot, Krzysztof Biegun, Piotr Żyła, Krzysztof Miętus, Stefan Hula i Jakub Wolny uzyskała awans bez większych problemów.
Po serii kwalifikacyjnej trener Kruczek podał skład na konkurs drużynowy: Stoch, Ziobro, Murańka i Kubacki, kolejność skoków: Klemens, Dawid, Janek, Kamil. Jedni odczytali to jako dowód zaufania do formy Żyły i Kota, inni, że to będą ciche eliminacje wewnętrzne młodych skoczków i sprawdzian ich mocy mentalnej, jeszcze inni widzą w tej czwórce już skład na Soczi. Kto poczeka cierpliwie do niedzieli, dowie się, jak było naprawdę.
Same kwalifikacje nie przyniosły przesadnie wielkich emocji, publiczność też dopiero się rozgrzewała, jeszcze nie było w widzach tego ognia, co zwykle. Polacy skakali dobrze, ale skoro jury trochę walczyło z podmuchami wiatru i belka startowa zmieniała swe położenie, to od razu przekładać wyniki na prognozę emocji w niedzielę – nie warto.
Wygrał Michael Hayboeck, trzeci w Wiśle. To, że młody Austriak ma formę, nietrudno zauważyć. Drugie miejsce Rosjanina Michaiła Maksimoczkina (trzeci start w Pucharze Świata tej zimy, na razie zero punktów) jednak nie znaczy, że przybył nowy, nieznany kandydat do medali w Soczi. Po prostu skoki muszą mieć swój margines na niespodzianki, wzmacniane wiatrem pod narty.