Nie było trzeciego z rzędu polskiego zwycięstwa w Pucharze Świata. Zawody w Norwegii przypominały te sprzed dziesięciu dni w Falun. W głównej roli znów wystąpiła kapryśna pogoda. Deszcz i zmienny wiatr sprawiły, że po pierwszej serii prowadził Roman Koudelka (137 m), Czech skaczący z numerem szóstym.
Czołowym zawodnikom PŚ warunki nie sprzyjały. Prevc do finałowej serii w ogóle nie wszedł, 116,5 m wystarczyło na 45. miejsce. Rekordzista skoczni Severin Freund był 22. (126,5 m), Stoch – choć wylądował tylko pół metra dalej od Niemca – dziesiąty.
Stoch zdobędzie kulę w niedzielę, jeśli w Oslo wygra lub będzie drugi, a Prevc najwyżej 9. lub 20.
Polak skakał najrówniej, w drugiej serii ponownie uzyskał 127 m i awansował o jedną pozycję. Bardzo poprawił się Freund, 135,5 m dało mu ostatecznie siódme miejsce. Ponad 130 metrów osiągnęli i Noriaki Kasai, i Andreas Kofler, ale prowadzenie objął Bardal (131 m) i czekał, co zrobi Koudelka. Czecha szczęście opuściło i spadł poza podium.
– Spełniło się moje marzenie. Zawsze chciałem wygrać w rodzinnym mieście – opowiadał Bardal. – Wcześniej nie myślałem nawet, że będę w trójce, więc to zwycięstwo jest tym bardziej wspaniałe. W Oslo chciałbym pokazać się z równie dobrej strony – dodał.