Niewielu spodziewało się aż takiej rosyjskiej dominacji. Co prawda Rosjanie ostrzegali, że na mistrzostwach świata elity w Mińsku będą chcieli powetować sobie niepowodzenie na igrzyskach w Soczi, ale rzeczywistość znacznie przekroczyła jakiekolwiek wyobrażenia. Zespół Olega Znaroka wszystkie mecze grupowe wygrał w regulaminowym czasie gry i jako jedyny zdobył 21 punktów. Rosjanie strzelili najwięcej goli (31) i stracili najmniej (siedem).
W ćwierćfinale zmierzą się z Francuzami, dla których już sam awans do najlepszej ósemki to olbrzymie osiągnięcie. Francuscy hokeiści twierdzą, że mają więcej niż chcieli, więc nie będą rozpaczać, jeśli nie zdołają zwyciężyć Rosji. Ale niewykluczone, że Francja może pokusić się o niespodziankę. Podobną do tej, jaką w zeszłym roku sprawili Szwajcarzy, którzy wbrew wszystkiemu wywalczyli srebrny medal. Na tych mistrzostwach Szwajcaria już nie zachwyciła - zajęła piąte miejsce w grupie B i zakończyła udział w turnieju.
Za to powody do radości mają gospodarze turnieju. Białorusini modlili się, by z organizowanych we własnym kraju zawodów nie odpaść z wielkim hukiem na samym początku. Modły zostały wysłuchane, cel osiągnięty. Białoruś zagra o półfinał z obrońcą tytułu - Szwecją. Faworyt jest znany, ale jeżeli Białorusini zagrają ze Szwedami tak, jak wczoraj z Rosją (po zaciętym meczu przegrali 1:2), niewykluczone, że zaczną realizować się ich sny o medalu.
W pozostałych ćwierćfinałach Kanada zmierzy się z Finlandią, a Stany Zjednoczone z Czechami. W tych meczach ciężko wskazać przegranego, nie ma pewnego zwycięzcy.
Jeszcze nie wiadomo, kto zagra w sobotnich półfinałach. Wiadomo już za to, kto będzie rywalem Polski w przyszłorocznych mistrzostwach świata dywizji 1A. Z elity spadły Włochy oraz Kazachstan.