Startuje się późno w nocy, albo jak kto woli, bardzo wcześnie rano – o drugiej czy trzeciej, przed wschodem słońca, jeszcze nawet ptaki nie śpiewają. To jednak nie jest największy problem, bo adrenalina i tak często nie pozwala zasnąć. Potem pierwsze kilometry i pierwsze godziny biegnie się w ciemnościach, tylko przy świetle czołówek swoich i innych biegaczy. Trzeba uważać, żeby się nie potknąć, a stawka od razu zaczyna się rozciągać. Czołówka walczy o jak najlepszy czas i miejsce, reszta biegnie w swoim tempie, dolina za doliną, podbieg za podbiegiem.
Jeśli ktoś zostanie z tyłu, a inny wysunie się trochę do przodu, a nie walczą o zwycięstwo, bo nagrodą jest samo dobiegnięcie do mety, to bardzo możliwe, że spotkają się na punkcie żywieniowym albo na tzw. przepaku, gdzie można się przebrać albo skorzystać z zapasów żeli energetycznych.
Na punkcie żywieniowym można usiąść na chwilę, wziąć do ręki owoc czy napój izotoniczny. To rzadka okazja, żeby przypatrzeć się innym uczestnikom, porozmawiać i podziękować załodze Festiwalu Biegowego.
Czytaj więcej
Marzysz o pokonaniu królewskiego dystansu w górach? Pragniesz niezapomnianych wrażeń z trasy? Kul...
Na początku na punkty żywieniowe i przepaki wbiega się grupami, ale im dalej w dystans, tym towarzyszy na trasie mniej, a punkty żywieniowe coraz mocniej kuszą i nęcą. Można rozprostować kości, poprawić buty, na chwilę usiąść. Wszyscy są ze sobą za pan brat, nie ma podziału według wieku, czasu na konwenanse, więc najstarsi biegacze mogą usłyszeć bezpośrednie pytanie: „Dziadku, izotonik”? Nikt się nie obraża, tylko bierze z wdzięcznością picie, jeśli potrzebuje.