Amerykański raper Snoop Dogg powiedział, że Tyson i Jones Jr przypominają mu jego wujków walczących przy grillu. Ale to nie do końca prawda, bo obaj fizycznie prezentowali się w Los Angeles tak, jakby czas się zatrzymał.
Rundy były dwuminutowe zamiast trzyminutowych, walczyli w 12-uncjowych rękawicach zamiast 10-uncjowych, żeby było bezpieczniej. A sędzia Ray Corona miał niezwłocznie interweniować, jeśli tylko jeden z nich będzie miał problem.
Pomoc ringowego nie była jednak potrzebna. Byli mistrzowie sami zadbali o własne bezpieczeństwo. Tyson był lepszy, ale walka zakończyła się remisem. Christy Martin punktowała wprawdzie 79–73 dla Tysona, a Chad Dawson 76–76, ale Vinny Pazienza się ośmieszył. 80–76 na korzyść Jonesa to werdykt kuriozalny.
Tyson nie narzekał, choć sprawiał wrażenie skrzywdzonego. – Najważniejsze, że zabawiłem publiczność – powiedział po walce. Miał zapewne na myśli telewidzów, bo impreza odbyła się przecież bez udziału kibiców.
Bardziej marudził Jones Jr, mówiąc, że nie lubi remisów. Najlepszy przed laty pięściarz bez podziału na kategorie wagowe przyznał jednak, że Tyson wciąż bije mocno. Starego, magicznego Jonesa Jr. było w tym widowisku jak na lekarstwo. Zamiast bajecznymi unikami, bronił się klinczami, wyraźnie unikając konfrontacji. Przegrał wszystkie rundy, ale się nie skompromitował.