33-letni Kownacki urodził się wprawdzie w Łomży, ale od dzieciństwa jego domem jest Nowy Jork. Tam się wychował, tam zaczynał treningi bokserskie, tam też kupił swój pierwszy dom, gdy wreszcie zaczął czerpać solidne dochody z zawodowych zwycięstw.
Ostatnio przeniósł się wprawdzie do Miami, ale wiernych kibiców wciąż ma na Brooklynie. Ich wsparcie będzie mu bardzo potrzebne, gdy wyjdzie do ringu w Barclays Center.
Dla tej walki zrezygnował z lepiej płatnego pojedynku w Londynie z Dereckiem Chisorą, bo uznał, że miałby przeciwko sobie sędziów. A on musi wygrać i wrócić na drogę, która doprowadzi go do walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Wciąż wierzy bowiem, że taki scenariusz jest możliwy, choć dwie porażki przed czasem z dwumetrowym Finem Robertem Heleniusem rodzą wątpliwości. Wybrał więc pojedynek z Demirezenem, kto wie czy nie trudniejszym przeciwnikiem od Chisory, ale przynajmniej na starcie – jak ma prawo uważać – szanse będą równe.
Demirezen ma za sobą solidną karierę amatorską. Udział w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy. Przegrywał tam z bardzo dobrymi pięściarzami. W Rio de Janeiro pokonał go późniejszy brązowy medalista, Chorwat Filip Hrgović, rok wcześniej podczas MŚ w Dausze przegrał w ćwierćfinale z Anglikiem Joe Joycem, który z igrzysk w Rio wrócił ze srebrnym medalem, choć z równym powodzeniem mógł mieć złoto, bo nie był gorszy od Francuza Tony’ego Yoki.
Na zawodowych ringach Demirezen wciąż idzie w górę. Ostatni pojedynek z Geraldem Washingtonem wygrał przed czasem, podobnie zresztą jak Kownacki, tyle że Polak znokautował Amerykanina szybciej.