Tacy jak Usyk nie rodzą się na kamieniu, a gdy trafią w ręce takiego czarodzieja jak trener Anatolij Łomaczenko (ojciec sławnego bokseraWasyla) to sami też potrafią czarować.
31- letni Usyk, mistrz świata i Europy, złoty medalista igrzysk w Londynie (2012) zaczarował w Moskwie, na oczach 24 tysięcy ludzi, siedem lat młodszego króla nokautu Murata Gassijewa. Ci, którzy wierzyli, że siła nie boi się techniki zostali ośmieszeni, tak samo jak Gassijew, który nie miał nic do powiedzenia, co zresztą szczerze przyznał.
Usyka próbowano już zmieniać na modłę amerykańską, by walczył agresywniej, częściej wchodził w wymiany ciosów, ale nie wyglądało to najlepiej. Dwa lata temu, gdy Ukrainiec odbierał w gdańskiej Ergo Arenie pas WBO Krzysztofowi Głowackiemu, walczył w swoim starym stylu, czyli mądrze i ostrożnie, z wykorzystaniem niesamowitej jak na tę kategorię pracy nóg i prawego prostego, który u mańkuta, jakim jest Usyk, odgrywa kluczową rolę.
Tym razem gwarantem takiej taktyki miał być Anatolij Łomaczenko, który po latach wrócił do narożnika Usyka. Efekt był taki, że Gassijew przegrał właściwie wszystkie rundy, co potwierdza punktacja: 120:108 i dwukrotnie 119:109 oraz statystyki ciosów. Usyk zadał ich prawie tysiąc, w tym w ostatniej, 12 rundzie aż 117, z czego 47 doszło celu, co wydaje się niemożliwe.
- To był dzień Ołeksandra, nie mój – skomentował po ogłoszeniu werdyktu Gassijew. A przecież przed finałem w Moskwie nie brakowało głosów, że to on będzie zwycięzcą, co więcej, że wygra przez nokaut. Tak właśnie pokonał naszego Krzysztofa Włodarczyka w Newark i Kubańczyka Yuniera Dorticosa w Soczi. Wiara w siłę jego pięści była tak wielka, że nawet cenieni eksperci stawiali na urodzonego we Władykaukazie Osetyńca, choć logika kazała widzieć faworyta w Usyku.