Stawką w tej walce były dwa pasy w wadze lekkiej – WBA należący do Ukraińca i WBO Pedrazy. Obaj zdobyli je w tym roku. Łomaczenko, wygrywając przed czasem z Wenezuelczykiem Jorge Linaresem, a Pedraza z Meksykaninem Rayem Beltranem.
Dla Łomaczenki to pierwsza unifikacja w karierze. Wcześniej był mistrzem wagi piórkowej i superpiórkowej, teraz ma już dwa pasy w kategorii lekkiej. A przecież stoczył dopiero 13 zawodowych walk.
– Moim marzeniem jest zunifikować wszystkie tytuły, to kolejny cel – mówił Łomaczenko po wspaniałej walce w Madison Square Garden Theater.
Gdyby za występy między linami ringu przyznawano Oscary, byłby z pewnością jednym z kandydatów, obok swojego przyjaciela Ołeksandra Usyka, który nie tak dawno podobnym spektaklem popisał się, nokautując w Manchesterze Tony'ego Bellewa.
Łomaczenko też był bliski wygranej przed czasem, w 11. starciu miał Pedrazę dwukrotnie na deskach po ciosach na korpus, ale Portorykańczyk przetrwał do gongu. On też zasługuje na słowa uznania, nie po raz pierwszy pokazał, że potrafi boksować. W amatorskich czasach był wicemistrzem świata, walczył na igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2008), a na zawodowych ringach zdobywał tytuły w dwóch kategoriach wagowych. Wierzył, że sprawi sensację i pokona Łomaczenkę, ale pod koniec walki chyba zrozumiał, że to nierealne.