Gdy Portugalczycy odrabiali straty i wychodzili na prowadzenie nie pozostawiali wiele złudzeń. Widać było jak na dłoni, która drużyna jest mistrzem Europy. Portugalczycy swoje akcje konstruowali spokojnie, dojrzale, świadomi własnych atutów, a także wiedzieli gdzie kryją się najsłabsze ogniwa naszej drużyny. Dwie z trzech bramek zdobyli po akcjach naszą lewą stroną, gdzie ustawiony był w boku defensywy Artur Jędrzejczyk, a wspomagać go miał Rafał Kurzawa.
Czytaj także:
Szczepłek: Szarość, widzę szarość
Pomocnik Amiens rozegrał jednak bardzo słabe spotkanie. Bernardo Silva będzie mu się śnił po nocach. Pomocnik Manchesteru City najpierw uciekł Kurzawie, dobiegł do linii końcowej i płaskim podaniem obsłużył Andre Silvę a Portugalia wyrównała. W drugiej połowie Bernardo znów ograł Kurzawę, zszedł do środka i huknął sprzed pola karnego mimo iż były piłkarz Górnika Zabrze desperacko próbował go zatrzymać popychając go i próbując wywrócić. W tej sytuacji lepiej mógł się zachować także Łukasz Fabiański, ale piłka prześliznęła się po jego rękawicach i wpadła do siatki.
Brzęczek zaryzykował z ustawieniem taktycznym. Nie chciał ignorować fantastycznej formy strzeleckiej Piątka – który ostatnio czego nie dotyka zamienia w złoto – i jak się okazało w tym względzie miał rację. Nie mógł jednak też zrezygnować z Piotra Zielińskiego, który ma być centralną postacią jego drużyny, a także nie chciał na ławce posadzić Mateusza Klicha, który od początku sezonu też jest na fali wznoszącej. Dodatkowo obawiał się, że Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki, którzy mają problemy z regularną grą w klubach, nie wytrzymają tempa i pressingu, więc zdecydował, że jego drużyna zagra bez typowych skrzydłowych.