Sebastian Świderski: Pełne zaufanie do trenera Grbicia

Rozmowa z Sebastianem Świderskim, prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

Publikacja: 13.09.2022 19:41

Sebastian Świderski: Pełne zaufanie do trenera Grbicia

Foto: PAP/Tomasz Wiktor

Trener Nikola Grbić zostaje?

- Żyjemy w kraju, w którym wszyscy są trenerami, doktorami, ekspertami, wiedzą lepiej... Ale ludzie nie wiedzą co się dzieje w środku grupy. Fakt, że pokonaliśmy Amerykanów i Brazylijczyków pokazuje, że trener swoje wybory obronił. Wielu chciało żeby grał Fornal zamiast Śliwki, żeby było tak, a nie inaczej. Trudne decyzje trenera trzeba uszanować. Ja, jako człowiek i prezes, my, jako związek, je szanujemy. Będziemy popierać go w przyszłości. Tak więc zostaje.

Czytaj więcej

Siatkówka: olimpijska misja trwa

A gdyby Amerykanie nas złamali w ćwierćfinale...

- Też nie byłoby mowy o zwalnianiu. Nawet jeżeli zarząd by zdecydował inaczej, stanąłbym w obronie Grbicia, bo wiem, jakim jest człowiekiem i wiem jak angażuje się w pracę. Mistrzostwo świata wygrał człowiek, który jest fanatykiem ciężkiej pracy. Fefe De Giorgi najchętniej spędzałby w hali 12-14 godzin, gdyby było to możliwe. Podobnie jest z Nikolą, wiem, co robił w klubie i kadrze. Ta ciężka praca przynosi efekty. Wierzymy, że w następnych turniejach to my będziemy górą.

- To może należy mu się podwyżka? Przynajmniej na razie nie będzie przecież pracował w żadnym klubie?

- Nikola jest na pewno usatysfakcjonowany zarobkami. Będzie zarabiał tyle, ile wynegocjował jego menadżer w umowie. Proszę się nie martwić o zarobki trenera (uśmiech).

A premie dla siatkarzy za medal będą?

- Tak. W kontraktach są przewidziane premie również za srebrne medale. Nie mamy zamiaru od tego uciekać. Dla nas to nie jest porażka, ale sukces, a za niego należy się odpowiednie wynagrodzenie.

Jednak jest rozczarowanie po finale?

- Oczywiście, że nie. Każdy chciałby, żeby złoto zawisło na naszych szyjach i puchar był nasz, ale patrząc na to, co się stało w tym turnieju, jak wyglądała nasza ścieżka do finału, kogo należało pokonać, to trzeba być szczęśliwym, że mamy srebro. Jestem dodatkowo szczęśliwy, ponieważ era wielkiej siatkówki w Polsce rozpoczęła się od srebra (w 2006 roku biało-czerwoni wywalczyli wicemistrzostwo świata, przegrywając z Brazylią w finale – przyp. red.) i liczę, że w niedzielę ta historia ruszyła na nowo i „misja Paryż” (miejsce rozegrania igrzysk olimpijskich w 2022 roku, przyp. red.] zakończy się sukcesem.

Był pan w drużynie, która w 2006 roku wywalczyła wicemistrzostwo świata. Czym się różni to srebro od tamtego?

- Faktycznie,wtedy była euforia, bo po wielu, wielu latach przerwy zdobyliśmy medal mistrzostw świata. Teraz każdy będzie mówił, że to srebro jest tylko srebrem, że to porażka, że przegrany finał... Każdy chciałby trzeciego złota z rzędu: siatkarze, kibice, ja również. Potrzeba kilku dni, żeby docenić ten wynik, że to srebro to nie porażka, a sukces polskiej siatkówki.

Gdyby piłkarze zostali wicemistrzami świata to byłaby euforia i tygodniowa feta, a u was smutek?

- Widać po zawodnikach, że to tylko srebro. Powtórzę: potrzeba kilku dni, żeby dotarło do nich, że to nie tylko srebro, ale aż. Niektórzy z nich po raz pierwszy wywalczyli medal w dorosłej siatkówce w tak wielkiej imprezie. Życzyłbym sobie żeby każda nasza reprezentacja, nie tylko drużynowa przywoziła z każdej imprezy mistrzowskiej medal. Z drugiej strony trochę cieszę się, że jest niedosyt, bo ciągle jesteśmy postrzegani w roli faworytów i ta porażka spowoduje, że zawodnicy i sztab będą mieli głód wygrywania. Po porażce z Włochami nie spoczniemy na laurach. Jeżeli wygralibyśmy to mistrzostwo i przy okazji nie przegrali żadnego meczu, możliwe, że niektórzy zawodnicy, kibice uwierzyliby, że jesteśmy najlepsi, że jedziemy do Paryża po zwycięstwo. Przypomnę 2006 rok i nasze srebro, a rok później jechaliśmy do Moskwy na mistrzostwa Europy w roli faworytów i zajęliśmy 11. miejsce. Trzeba mieć pokorę i szacunek do rywali. Czołówka jest bardzo mocno spłaszczona, są zespoły trochę od nas lepsze. Oprócz Włochów są jeszcze Amerykanie, Francuzi, którzy nawet nie doszli do półfinału. Wiele reprezentacji będzie chciało w Paryżu zdobyć medal.

Za panem też przecież wielkie mecze w „Spodku”...

- Za każdym razem kiedy wchodzę do „Spodka” wspomnienia wracają. Pełne trybuny ludzi dopingujących naszą reprezentację od razu przypominają mi czasy wcześniejsze, od 1998 roku począwszy (Polska po raz pierwszy została zaproszona do Ligi Światowej – przyp. red.). Za każdym razem jest dreszczyk i to jest wielka sprawa.

Postawa Włochów w finale była dla pana zaskoczeniem?

- Tak. Może wcześniejsze mecze nie, ale sam finał – owszem. Od lat nie widziałem żadnej reprezentacji, która gra w taki sposób, jak Włosi w finale. Zaprezentowali się fenomenalnie w każdym elemencie: począwszy od przyjęcia, obrony, a skończywszy na ataku. Trudno jakiejkolwiek reprezentacji byłoby ich pokonać w finale. Niestety trafiliśmy na nich w decydującym meczu, a z doświadczenie wiem, że grając o najwyższa stawkę, dodatkowo się motywują. Nawet w latach dziewięćdziesiątych, kiedy zdobywali wszystko, nie przypominam sobie, by tak grali. W latach 2000., kiedy z kolei Brazylia rządziła, też nie przypominam sobie, by Włosi prezentowali taką siatkówkę. Jeśli rozgrywający Gianelli pozwalał sobie na ataki z drugiej piłki nawet z trzeciego metra, to pokazuje jaki oni w niedzielę mieli luz, jak się pewnie czuli w tym, co robili. To dla nas nauka i doświadczenie: żeby za kilka lat w meczach o taką stawkę wygrywać z takimi rywalami.

Czytaj więcej

Bartosz Kurek szczerze przed lustrem

Które ze spotkań podczas mistrzostw będzie pan pamiętał najbardziej?

- Na pewno ćwierćfinał z Amerykanami, bo byłą wielka obawa. że wróci... klątwa ćwierćfinału. O tym nie chcę wspominać, ale trzeba do tego wrócić (uśmiech). Wygraliśmy po ciężkim boju z reprezentacją, która była jednym z głównych faworytów do wygrania całego turnieju. Muszę też wspomnieć mecz z Brazylią, bo wszyscy mówili, że to nie jest już „ta” Brazylia, to nie jest ten zespół... Każdy mecz niesie ze sobą dozę niepewności, emocji, wielką dozę nerwów. Każdy z tych meczów taki był, nawet ten z Tunezją. Nie ma nigdy pewności jaki będzie koniec. Ci zawodnicy pokazali, że można na nich liczyć, potrafią walczyć do końca. I nawet w momentach kiedy z wyniku 11:7 robi się 11:11 kiedy trzeba walczyć do końca, gdzie decyduje każda piłka, nie spuszczali głów, nie poddawali się. To bardzo ważne, bo w kontekście przyszłych lat. Jeszcze podczas rozgrywek w grupie były dyskusje czy warto wygrać, czy warto przegrać. Niektórzy eksperci mówili, że może lepiej przegrać z Amerykanami, ja się z tym nie zgadzam. Tak samo Nikola, który stwierdził, że o żadnym odpuszczaniu nie ma mowy. Mentalność zwycięzcy buduje się na lata i jak widać ci zawodnicy go mają.

Dopiero w marcu zapadła decyzja, że mistrzostwa świata zorganizuje Polska. Na ich przygotowanie były więc tylko trzy miesiące. Odetchnął pan z ulgą, że obyło się bez żadnej wpadki?

- Zdecydowanie. Jeszcze raz składam wielkie podziękowania, należą się wszystkim ludziom zaangażowanym w ten projekt, którzy od kilkunastu tygodni pracowali, by turniej się udał. Jak widać po reakcjach kibiców, mediów, ale i FIVB, nie ma żadnych zastrzeżeń. Pomimo kilku potknięć robimy wielkie wydarzenia. Chcieliśmy zrobić większą kampanię, ale żyjemy w czasach, w których za naszą wschodnią granicą rozgrywają się okropne rzeczy. Nie chcieliśmy świętować nie wiadomo jak, robić wielkiej fety, gdy tam umierają ludzie. Należy też oddać wielki szacunek reprezentacji Ukrainy, która fenomenalnie walczyła. Pokazała wielkie serce.

Trener Nikola Grbić zostaje?

- Żyjemy w kraju, w którym wszyscy są trenerami, doktorami, ekspertami, wiedzą lepiej... Ale ludzie nie wiedzą co się dzieje w środku grupy. Fakt, że pokonaliśmy Amerykanów i Brazylijczyków pokazuje, że trener swoje wybory obronił. Wielu chciało żeby grał Fornal zamiast Śliwki, żeby było tak, a nie inaczej. Trudne decyzje trenera trzeba uszanować. Ja, jako człowiek i prezes, my, jako związek, je szanujemy. Będziemy popierać go w przyszłości. Tak więc zostaje.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Najpierw Chemik, potem ZAKSA. Grupa Azoty rezygnuje ze sponsorowania klubów siatkarskich
Siatkówka
PlusLiga: Jastrzębski Węgiel Mistrzem Polski. Mecz godny finału
Siatkówka
Nerwy, przepychanki, kłótnie: Zawiercie nie rezygnuje z marzeń
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze