Dawno ze sobą nie grały. Ostatnio rok temu, w półfinałach Masters. Belgijka wygrała wówczas w dwóch setach i odebrała Marii pierwsze miejsce na świecie. Rosjanka miała nie startować w tych mistrzostwach WTA, miejsce w turnieju dała jej dopiero rezygnacja Venus Williams. Przyjechała, wygrała cztery mecze i spotkała się z Henin w finale.
Po tym spotkaniu można żałować, że nie walczyły częściej. Nawet gdy jedna czy druga miała słabsze chwile, to suma ich zdolności stworzyła spektakl, po którym nikt nie powie, że kobiecy tenis jest nudny.
W madryckim finale pierwsze poważne spięcie nastąpiło w trzecim gemie, gdy Henin zdobyła gema przy serwisie Szarapowej. Kilka minut później był udany rewanż. Do stanu 5:5 wyrywały sobie każdy punkt, ale Rosjanka częściej spychała Belgijkę do obrony. Siedem razy miała piłkę setową, siedem razy Justine się obroniła. Przez chwilę liderka rankingu była punkt od tie-breaku, lecz zaskakująca twardość Szarapowej przesądziła o zwycięstwie 7:5. Mistrzyni z Belgii wolno budowała swoją przewagę, dopiero w połowie drugiego seta zaczęła wygrywać najważniejsze piłki. Gdy od stanu 3:4 doszła do 5:4 i miała serwis, myśl o trzecim secie wydawała się oczywista, ale trzeba pochwalić Szarapową za dzielność. Nigdy nie lubiła uwijać się w obronie, lecz tym razem zapracowała z całych sił na komplementy. Wyrównała i dopiero drugi atak belgijskiej tenisistki odebrał jej seta i trochę wiary.
Trzeci set, choć również zacięty, nie był tak dramatyczny. Justine nie zmniejszyła nacisku, Maria robiła wiele, by opóźnić uroczystość wręczenia rywalce srebrzystego pucharu i czeku na milion dolarów (sama zarobiła pół miliona). Pierwszą piłkę meczową przy własnym serwisie obroniła, druga przyszła kilka minut później, potem trzecia, czwarta, dopiero piąta była ostatnią.
Mistrzyni WTA jest mistrzynią prawdziwą. – Trochę mi smutno, że sezon się skończył, gdyż mam niemal wyłącznie dobre wspomnienia. Był to rok pełen emocji, tylko porażka w Wimbledonie była bolesna, lecz pomogła mi wygrać US Open – powiedziała Henin.