To był dużo łatwiejszy mecz niż poprzedni z Vanią King. Tym razem Polka nie musiała tyle biegać w męczących wymianach ciosów zza końcowej linii. Radwańska grała z Kremer, mistrzynią z Pattai z 2000 roku, tak jak lubi: były dropszoty, loby, zmiany rytmu. Mecz trwał godzinę i 23 minuty – o godzinę krócej niż pojedynek z King.
– Prowadziłam już 3:0, ale Anna wygrała dwa następne gemy. Zaczęłam grać agresywniej, w długiej grze na przewagi przy stanie 3:2 byłam górą. Podobnie stało się w drugim secie przy moim prowadzeniu 4:1 i to był decydujący moment – opowiadała Polka.
Teraz na jej drodze staje Tamarine Tanasugarn, od lat najlepsza tenisistka Tajlandii, a bywało, że i najlepsza sportsmenka tego kraju. Tanasugarn w drugiej rundzie pokonała Rosjankę Olgę Puczkową 4:6, 6:4, 6:4. Dla niewysokiej, krępej Tajlandki turniej w Pattai jest szczególny. Na tutejszych twardych kortach debiutowała w zawodowym tenisie, tutaj pierwszy raz doszła do finału WTA Tour – w 1996 r. W jej długiej karierze był tylko jeden tytuł (w Hajdarabadzie w 2003 r.), ale aż trzy sezony zakończone w czołowej trzydziestce rankingu i ponad 2 mln dolarów premii.
Teraz Tamarine jest tuż poza pierwszą setką, na 105. miejscu. Z Agnieszką Radwańską grała raz, w 2006 r. w Wimbledonie. Polka wygrała w III rundzie 6:3, 6:2.
Na razie Radwańska zdobyła w Pattai 30 pkt, ale gdyby wygrała cały turniej, dopisałaby sobie 115 i od poniedziałku byłaby w czołowej dwudziestce rankingu – jako pierwsza Polka.