Płacz, Argentyno

Puchar Davisa. Argentyna po raz trzeci przegrała w finale, choć tym razem grała u siebie. Hiszpanie zwyciężyli w deblu, a brakujący punkt dołożył w niedzielę Fernando Verdasco

Aktualizacja: 24.11.2008 01:25 Publikacja: 23.11.2008 20:55

?Bohaterem spotkania został Fernando Verdasco – zwyciężył w decydującym meczu Jose Acasuso 6:3, 6:7

?Bohaterem spotkania został Fernando Verdasco – zwyciężył w decydującym meczu Jose Acasuso 6:3, 6:7 (3-7), 4:6, 6:3, 6:1

Foto: Reuters

Już piątkowa porażka Juana Marina del Potro zdecydowanie zmieniła nastroje w drużynach. Remis po dwóch meczach to było znacznie mniej, niż oczekiwała publiczność w Mar del Plata.

Do sobotniej gry deblowej kapitan Argentyny Alberto Mancini godzinę przed spotkaniem zgłosił Davida Nalbandiana w miejsce Jose Acasuso. Może już wiedział, że del Potro nie zagra w niedzielę, i postanowił oszczędzać zastępcę, może uznał, że debel z najbardziej doświadczonym tenisistą drużyny będzie znacznie silniejszy.

Początek był udany dla gospodarzy, lecz skończyło się piękną argentyńską katastrofą. Po czterech setach i trzech godzinach z okładem Feliciano Lopez i Fernando Verdasco zdobyli drugi punkt dla Hiszpanii.

Ten mecz miał wszystko, co miewają dobre mecze Pucharu Davisa: huśtawkę emocji na obu ławkach, stałą gorączkę trybun i sporo dobrego tenisa. Do zapamiętania był przede wszystkim trzeci set, gdy Nalbandian z Agustinem Callerim przegrywali 1:5 i wyrównali na 5:5, następnie w tie -breaku objęli prowadzenie 4-0, by przegrać 5-7 i stracić seta. Publiczność czasem nie panowała nad swymi reakcjami. Histeria stała się normą, sędzia Pascal Maria i supervisor Stefan Fransson prosili do siebie kapitanów, prosili grających i z trudem uspokajali nerwy tłumu.

$>

Złość widowni kierowała się przede wszystkim na Verdasco, który pod koniec meczu był mocniejszym z hiszpańskiej pary. Obraźliwie krzyki mu nie przeszkodziły – doprowadził do zwycięstwa, po którym Argentyna stanęła przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem: musiała wygrać oba mecze singlowe w niedzielę. Można wierzyć statystyce lub nie, ale fakty są następujące: przez ostatnie 36 lat tylko trzy drużyny zdobyły "Srebrną salaterę" bez punktu wywalczonego w deblu.

Kapitan Emilio Sanchez stwierdził, że lepiej będzie, gdy pokrzepiony sobotnim sukcesem Verdasco zastąpi w niedzielę Davida Ferrera, dla którego kort był zbyt szybki. Do walki o decydujący punkt stanęli zatem dwaj rezerwowi, co jest jednym ze znanych uroków Pucharu Davisa.

Acasuso na początku spotkania wyglądał na zagubionego. Dobry znajomy polskich kibiców z Sopotu i Szczecina wydawał się przytłoczony ciężarem, jaki nań włożył kapitan. Co chwila spoglądał na ławkę, czekał na wskazówki lub wyrazy wsparcia. Jego rywal przeciwnie – buchał energią, choć w przypadku zachowawczego tenisa Verdasco to jest stwierdzenie trochę na wyrost. Najwięcej siły Hiszpan wkładał w serwis, w czasie wymian raczej starał się unikać błędów i prowokował do nich przeciwnika.

Ta taktyka była skuteczna w pierwszym secie, w kolejnych dwóch zawiodła, bo Acasuso zaczął trochę lepiej serwować i zwiększył siłę ataku. Kapitan Mancini znów zaczął się uśmiechać i ściskać z rodakami. Gabriela Sabatini na trybunach patrzyła jednak z troską na kort.

Ponowna zmiana nastrojów to norma takich meczów. Piąty set zaczął się od prowadzenia Hiszpana 4: 0 i trzeba było ogromnej wiary, by wciąż stawiać na gospodarzy.

Verdasco nie zawiódł raz jeszcze. Oddał prawie bez walki gema Argentyńczykowi i spokojnie wygrał swego. 5:1 to już był prawie pewny wpis na honorowej srebrnej plakiecie pod Pucharem Davisa.

Hiszpanie zostali mistrzami, choć grali bez Rafaela Nadala i na wyjeździe – te dwa czynniki powinny były, według chłodnej analizy, dać pierwszy sukces Argentynie. Dały trzecie zwycięstwo Hiszpanii (poprzednie – 2000 i 2004). Trochę nieoczekiwane, ale chyba piękniejsze od dwóch poprzednich. Na końcu były brawa dla zwycięzców.

Ciesz się, Hiszpanio, płacz, Argentyno.

[ramka] [b]Argentyna – Hiszpania 1:3 [/b]

Piątek: D. Nalbandian – D. Ferrer 6:3, 6:2, 6:3; J. M. del Potro – F. Lopez 6:4, 6:7 (2-7), 6:7 (4-7), 3:6;

sobota – debel: A. Calleri, Nalbandian – F. Verdasco, Lopez 7:5, 5:7, 6:7 (5-7), 3:6;

niedziela: J. Acasuso – Verdasco 3:6, 7:6 (7-3), 6:4, 3:6, 1:6.[/ramka]

Już piątkowa porażka Juana Marina del Potro zdecydowanie zmieniła nastroje w drużynach. Remis po dwóch meczach to było znacznie mniej, niż oczekiwała publiczność w Mar del Plata.

Do sobotniej gry deblowej kapitan Argentyny Alberto Mancini godzinę przed spotkaniem zgłosił Davida Nalbandiana w miejsce Jose Acasuso. Może już wiedział, że del Potro nie zagra w niedzielę, i postanowił oszczędzać zastępcę, może uznał, że debel z najbardziej doświadczonym tenisistą drużyny będzie znacznie silniejszy.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Tenis
Belinda Bencic wygrała turniej w Abu Zabi. Tenisowe mamy wciąż mają się dobrze
Tenis
ATP Rotterdam. Piękna porażka Huberta Hurkacza z Carlosem Alcarazem
Tenis
ATP Rotterdam. Hubert Hurkacz cieszy oko. Andriej Rublow pokonany, teraz Carlos Alcaraz
Tenis
Zysk Magdy Linette. Operacja Bliski Wschód trwa dalej
Tenis
Turniej ATP w Rotterdamie. Nocna straż Huberta Hurkacza