Fyrstenberg i Matkowski pokonali najlepszy debel świata

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski obronili trzy meczbole i wygrali z braćmi Bryanami, ale jeszcze nie są pewni awansu do półfinału

Publikacja: 24.11.2010 03:53

Fyrstenberg i Matkowski pokonali najlepszy debel świata

Foto: AFP

Najlepszy debel świata pokonany 2:6, 7:6 (7-4), 10-8. Polacy po dwóch meczach mają dwa zwycięstwa, ale jeszcze nie mogą być pewni awansu do półfinału. Jutro grają z Austriakiem Juergenem Meltzerem i Niemcem Philippem Petzschnerem, mistrzami Wimbledonu, którzy temu sukcesowi zawdzięczają udział w Masters, bo są dopiero 12. parą świata.

W pierwszym secie nic nie zapowiadało, że finał będzie radosny, ale w drugim Polacy postawili się Amerykanom ostro, lecz to też mogło nie wystarczyć, bo Bob i Mike Bryanowie przełamali w końcu serwis Fyrstenberga i przy serwisie Mike’a prowadzili 6:5, 40:15. Polska para jednak wyrównała, a potem przy stanie 40:40 zdobyła decydujący punkt i doprowadziła do tie-breaka.

Dopiero wtedy gwiazdorom z Kalifornii zadrżały nogi. Przegrali drugiego seta, a w super tie-breaku było 8-3 i 9-5 dla Polaków. Nie był to wcale koniec emocji, Amerykanie wygrali bowiem trzy piłki i przy stanie 9:8 na linii serwisowej stanął Matkowski. – Dziękowałem losowi, że to nie ja muszę serwować – mówił potem Fyrstenberg. Serwis na szczęście był zwycięski.

To, czego dokonała polska para, zasługuje na szacunek – wygrała z najlepszymi przed najliczniejszą deblową widownią na świecie.

– Obronić trzy meczbole i wygrać z braćmi Bryan? To nie do pomyślenia. Zwykle w naszych meczach było tak, że ten, kto pierwszy przełamywał rywala, ten wygrywał – powiedział Matkowski.

[srodtytul]Kobziarze pod ścianą[/srodtytul]

Andy Murray sprzedał w tym roku ferrari, odzyskał narzeczoną, zwolnił trenera, zarobił na korcie ponad 3 miliony dolarów, a wczoraj przegrał z Rogerem Federerem tak, jakby chciał udowodnić, że jest wciąż skromnym chłopcem ze Szkocji. Chociaż akurat on nie ma powodu, by bać się Szwajcara, bo częściej z nim wygrywał, niż przegrywał (do wczoraj było 8-5), wyszedł na kort jak na ścięcie. W trzecim gemie pierwszego seta przegrał swój serwis do zera, po chwili nie zdobył punktu przy podaniu Federera i ton został nadany – orkiestra z Bazylei grała, a kobziarze z Dunblane cichutko stali pod ścianą. Szwajcar w swoich gemach serwisowych przez cały mecz przegrał tylko osiem piłek. – Tego się nie spodziewałem, Andy jest przecież jednym z najlepiej returnujących zawodników. No cóż, zaoszczędziłem trochę energii – mówił Federer.

– Serwowałem źle, returnowałem źle, tak się nie da wygrać z Rogerem – stwierdził Murray. To prawda, w całym meczu Szkot nie miał ani jednej szansy na przełamanie serwisu rywala. Ta porażka nie przekreśla jego szans na awans do półfinału, musi wygrać ostatni mecz w grupie z Davidem Ferrerem i liczyć na to, że matematyka go nie wyeliminuje, jak rok temu, gdy wygrywał dwa razy i odpadł.

Podczas popołudniowego meczu w wypełnionej prawie do końca hali O2 (wieczorem telewizje wolą Ligę Mistrzów, „football, bloody football” – jak powiedział kiedyś sir Alex Ferguson) wcale nie odnosiło się wrażenia, że Murray gra u siebie. Fanów Federera chwilami słyszeliśmy bardziej i nie byli to Szwajcarzy. Jeden z angielskich dziennikarzy powiedział mi: – Gdy Roddick pokonał Murraya w Wimbledonie, dostałem od kolegi esemesa: ten właściwy Andy wygrał.

Gdyby z zagranicznym tenisistą kilka lat temu grał Tim Henman, esemes podobnej treści zostałby przechwycony przez MI5 a nadawca wtrącony do lochów Tower. Murray nie ma wyjścia – jeśli chce być idolem, musi wygrać wielkoszlemowy turniej, najlepiej ten na trawie. Henman nie wygrał, ale on był z Oxfordu.

Tenis jest reklamowo podzielony na kawałki jak kombinezon Małysza, wydawało się, że pola do inwencji już nie ma. Myliliśmy się: w Londynie przed meczami atakuje nas reklama, że monetę do losowania dostarczył FedEx. Szacunek, Poczta Polska powinna się uczyć z myślą o czasach, gdy znów u nas będą poważne turnieje.

[i]- Mirosław Żukowski z Londynu[/i]

>SINGIEL – grupa B: R. Federer (Szwajcaria, 2) - A. Murray (W. Brytania, 5) 6:4, 6:2; R. Soederling (Szwecja, 5) - D. Ferrer (Hiszpania, 7) 7:5, 7:5. Tabela (mecze, zwycięstwa, sety, gemy): 1. Federer 2 2 4-0 24-11, 2. Murray 2 1 2-2 18-18, 3. Soederling 2 1 2-2 18-22, 4. Ferrer 2 0 0-4 15-24.

>DEBEL – grupa A: J. Melzer, P. Petzschner (Austria, Niemcy, 8) - L. Dlouhy, L. Paes (Czechy, Indie, 4) 7:6 (11-9), 4:6, 10-8; M. Fyrstenberg, M. Matkowski (Polska, 6) - B. Bryan, M. Bryan (USA, 1) 2:6, 7:6 (7-4), 10-8. Tabela: 1. Fyrstenberg, Matkowski 2 2 3-2 23-21, 2. Bryan, Bryan 2 1 3-2 25-18, 3. Melzer, Petschner 2 1 2-3 20-25, 4. Dlouhy, Paes 2 0 1-4 21-25.

>DZIŚ GRAJĄ – 13.15: Kubot/Marach – Moodie/Norman; Berdych – Roddick; 19.15: Nestor/Zimonjić – Bhupathi/Mirny; Nadal – Djoković.

TENIS
Australian Open. Hurkacz szuka wersji 2.0. Takiego meczu dawno nie zagrał
Tenis
Australian Open. Trudna noc polskiego kibica, nadzieje były większe
Tenis
Australian Open. Iga Świątek zagrała trochę rocka, ale nie wszyscy to widzieli
Tenis
Maja Chwalińska. Tenisistka inna niż wszystkie
Tenis
Australian Open. Aryna Sabalenka cała w skowronkach, Maja Chwalińska jeszcze poczeka