Krzysztof Rawa z Londynu
Zaczynali od stanu 6:3, 3:6, 3:3 i 40-40. Serwował Francuz, a właściwie nie serwował – piłki lądowały w siatce lub za liniami, podarowane punkty szybko dały gema Polakowi. To jedna ze znanych wad Monfilsa – kłopoty z rozgrzewką. Kubot nie stracił nic ze swej weny z piątku. Znów prawie wszystko mu wychodziło: wspaniałe returny, sprinty do siatki i woleje, które wywoływały ochy i achy publiczności.
Trudno było uwierzyć, że tak przegrywa ósmy tenisista świata, ale to prawda: Kubot z żelazną konsekwencją trzymał się planu ataku. Nie czekał, nie czaił się za podwójną gardą. Dopiero gdy wygrał kolejno pięć gemów, gdy w czwartym secie prowadził 2:0, uznał, że gemy serwisowe rywala to nie jest cel tej bitwy, tylko chwila spokoju przed następnym szturmem.
Ręka zadrżała mu trochę bardziej, gdy było 5:3 i do zwycięstwa już tylko kilka chwil. Opanował stres, pokrzepił siebie i polskich kibiców kilkoma akcjami jak z podręcznika gry na trawie i mógł już przyjąć owację na stojąco oraz wykonać firmowego kankana. Monfils przegrał, ale chwalił zwycięzcę bez umiarkowania i dodał, że był zdrów jak ryba, gdyby ktoś wątpił w jego zaangażowanie.
Zwycięstwo singlowe miało swoją cenę. Wyraźnie zmęczony Polak i jego partner Mark Knowles przegrali 4:6 decydujący set z Chrisem Guccione i Adilem Shamasdinem. Odpadły też Klaudia Jans i Alicja Rosolska, resztki deblowej dumy zachowały na drugi tydzień turnieju tylko Agnieszka Radwańska i Daniela Hantuchova, gdyż wygrały z parą z Austrii.