Krzysztof Rawa z Londynu
Ten mecz nie przejdzie jednak do historii, bo był dziwnie ospały, głównie z winy pokonanego. Może to koniec ery Rogera Federera i już nigdy nie wygra on siódmego Wimbledonu, nie poprawi jeszcze kilku rekordów, nie stanie na drodze młodszym, silniejszym lub bardziej głodnym zwycięstw.
Szwajcar nigdy wcześniej nie przegrał w Wielkim Szlemie po wygraniu dwóch setów. Patrzyliśmy na ten pierwszy raz z niedowierzaniem. Gdzie jest mistrz ataku, gdzie jego artyzm i moc czarodziejskiej rakiety? Dwa sety Federer grał dobrze, ale nie porywająco, a gdy wydawało się, że trzeci set jest formalnością, jakby zapomniał, że robotę trzeba dokończyć.
Statystyki oszukują
Jo-Wilfried Tsonga ruszył do ataku bardziej desperacko niż z głęboką wiarą, że wygra. Dostał jedną szansę, drugą i je wykorzystał. Piąty set zaczął od przełamania serwisu Szwajcara i bez wahań dotarł do zwycięstwa. Kto wierzy w statystyki, miał przykład, że oszukują.
Francuz wygrał mniej piłek, lecz jest pierwszy raz w półfinale Wimbledonu, z Federerem przegrał wcześniej cztery mecze na pięć, na trawie nigdy nie grał wybitnie, tyle że w tym roku doszedł do finału w Queen's.