Wraca stary temat – zawodnicy skarżą się, że grają za dużo i zarabiają za mało. Będzie bunt na pokładzie ATP Tour?W cyklu kobiecym udało się skrócić sezon do końca października. Nie rozwiązało to wszystkich problemów, ale najlepsze na świecie raczej dotrwają do Masters. Mężczyźni muszą pracować miesiąc dłużej (Masters w Londynie trwa od 20 do 27 listopada) i słychać coraz głośniej, że nie chcą tylu obowiązków.
Mają argumenty. Połowa wielkiej czwórki rankingu nie pojawiła się na korcie od US Open. Novak Djoković tłumaczy się kontuzją pleców w Nowym Jorku, potem zgłosił uraz mięśni brzucha. Roger Federer wziął sześć tygodni wolnego, mówiąc o narastającym przemęczeniu. Rafael Nadal wrócił do cyklu, zagrał w Azji, jak zawsze ambitnie, ale przegrany finał z Andym Murrayem w Tokio (ostatni set 0:6) pokazał, że Hiszpan goni resztkami sił. Tylko Szkot korzysta ze słabości rywali (wygrał w Bangkoku i Tokio), ale na jego jesienną formę jest wytłumaczenie – od półfinału Australian Open do końca marca Murray nie wygrał nawet seta w turniejach ATP, co można traktować jako formę wiosennego odpoczynku.
Od września trwa zgłoszone przez Szkota ciche zagrożenie strajkowe. Murray, Nadal i Andy Roddick zapowiedzieli w USA, że podczas turnieju w Szangahaju dojdzie do twardych rozmów z działaczami ATP Tour i wysunięcia żądań związanych z terminarzem i systemem wynagrodzeń.
– Szturmu na biura nie będzie, ale dyskusja musi się toczyć. Zdajemy sobie sprawę, że mamy swoje przywileje, ale widzimy, że w golfie są indywidualne nagrody sięgające 11,5 mln dolarów, że w NBA na płace idzie ponad 50 procent budżetu, a u nas 13 – argumentował w Chinach Roddick. Dodał ideę utworzenia związku zawodowego tenisistów (na wzór innych wielkich sportów) i przesunięcia do puli nagród więcej pieniędzy, także w interesie tych, którzy są dalej w rankingu.
Władze ATP Tour odpowiadają: – Tenisiści sami zaakceptowali nowy kalendarz, a najlepsi dostali wolne pierwsze rundy w wielu turniejach.