Wiktoria Azarenka: koniec długiego marszu

Szła z Mińska na szczyt przez Polskę, Hiszpanię, Amerykę. Miała talent, charakter. I bardzo dużo znajomości

Publikacja: 30.01.2012 23:56

Wiktoria Azarenka: koniec długiego marszu

Foto: AFP

Jeszcze kilkanaście lat temu były na całej Białorusi trzy kryte korty, a dziś jest białoruska mistrzyni Wielkiego Szlema i liderka światowego rankingu. Wychowana w Mińsku, dorastająca w Arizonie, zameldowana w Monte Carlo, od niedzieli nosząca białoruski Order Ojczyzny. Kiedyś zazdrośnie patrząca na Agnieszkę Radwańską, której się udawało podbijać tenis dużymi skokami, a Wiktorii był pisany długi marsz.

– Wika miała 11 lat, gdy przyjechała na turniej do Opalenicy. Współpracowałem wtedy z białoruskim związkiem i poprosili mnie, żebym ocenił, co z niej będzie – mówi „Rz" Wiktor Archutowski, wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego, niedawno menedżer Agnieszki Radwańskiej, pomagający Azarence na początku kariery.

– W tym turnieju w Opalenicy Wika dobrze sobie radziła aż do finału. W nim przegrała do zera z Martą Leśniak. Ale turniej był dla dziewczyn do lat 12, a ona była o rok młodsza. Po tym, co zobaczyłem, powiedziałem jej: nie martw się, będziesz kiedyś gwiazdą, a o rywalce ludzie zapomną – mówi Archutowski.

Kamień po kamieniu

W raporcie do białoruskiego związku napisał: warto jej pomagać. – Zapytali, czy znam kogoś. Zadzwoniłem do Fabio de la Vidy, menedżera z firmy IMG, który współpracował z Kim Clijsters, a potem stał się przyjacielem rodziny Clijstersów – wspomina wiceprezes PZT.

Gdy w 2006 r. Archutowski załatwiał dla Radwańskiej dziką kartę do Wimbledonu, walczył o nie dwie – Agnieszkę i Wiktorię, najlepsze juniorki na świecie. I dla Wiki też zdobył kartę, a potem one wpadły na siebie w pierwszej rundzie.

Wygrała Polka, zrobiła tamtego lata furorę w Londynie, odpadając dopiero w 1/8 finału z Clijsters. – A mnie zawsze szło wolniej. Budowałam swoją górę kamień po kamieniu – mówi Azarenka.

Po drodze do tytułu w Australian Open też wpadła na Agnieszkę, w zaciętym ćwierćfinale. Od wczoraj obie są tak wysoko, jak jeszcze nigdy. Azarenka na szczycie rankingu, Radwańska na szóstym miejscu.

Wspomniane trzy korty pod dachem były w mińskim Pałacu Tenisa. Jeden z nich trzeba było zawsze trzymać do dyspozycji prezydenta wszystkich sportowców, Aleksandra Łukaszenki. W przerwach między rządzeniem krajem i grą w hokeja prezydent wpadał do mińskiego klubu na sparingi ze swoimi ulubieńcami. Zamykano halę dla postronnych i Łukaszenko ćwiczył odbicia z Nataszą Zwieriewą, pierwszą białoruską finalistką Wielkiego Szlema, ale jeszcze pod herbem ZSRR (w 1988 r. w Paryżu przegrała ze Steffi Graf). Albo z kapitanem daviscupowej drużyny Władimirem Wołczkowem, dziś etatowym sparingpartnerem Marii Szarapowej. Czasami wpadał Maks Mirny, kolekcjoner deblowych tytułów (42, w tym pięć w Wielkim Szlemie).

Ogień w oczach

To z woli prezydenta w Mińsku stanęło pięć lat temu centrum przygotowań olimpijskich z 20 kortami. A potem w innych miastach hale, w których można grać w tenisa i w hokeja. Do tenisowej federacji prezydent przyprowadził wielkie pieniądze i jedynowładztwo. Jej szefem jest od 2009 roku Władimir Pieftiew, uważany za głównego doradcę ekonomicznego Łukaszenki, czy jak mówią inni – bankiera rodu panującego. Pieftiew jest też na czarnej liście Unii Europejskiej.

To wszystko splotło się w historii Wiktorii Fiedorownej Azarenki. Miński Pałac Tenisa, gwiazdy, Łukaszenka, Pieftiew, wtedy jeszcze po prostu biznesmen, wspierający utalentowaną dziewczynę. No i hokej. Bez hokeja by tego wszystkiego nie było.

Ałła Azarenka przyprowadziła córkę do klubu tenisowego, bo nie miała co z nią zrobić. Była tam trenerką, córce dawała rakietę i kazała odbijać piłkę o ścianę. Wika wracała do domu, oglądała Mirnego i Wołczkowa w telewizji, szła na korty, widziała Mirnego i Wołczkowa obok siebie i odbijała jeszcze bardziej zawzięcie. Ogień w oczach i pracowitość – to miała zawsze.

– Urodziłam się w 1989 r., nie pamiętam tych ciężkich czasów, gdy się rozpadał Związek Radziecki. Ale jakieś pojęcie o nich mam. O tym, że moja mama i mój tata pracowali na dwa etaty, a babcia w trzech miejscach i dopiero rok temu, gdy miała 71 lat, wymogliśmy na niej, żeby nam to dała na piśmie: nie muszę i nie będę więcej chodzić do pracy – mówi Wiktoria.

Babcia, była przedszkolanka, usłyszała z kortu w Melbourne po sobotnim finale specjalne podziękowania. „Dla osoby, która mnie najbardziej inspiruje w życiu". Gdy rok temu po szybkiej porażce w turnieju w Dubaju Wiktoria zastanawiała się, czy tenis to ciągle jej miłość i czy będzie zdolna dalej się dla niego poświęcać, to babcia postawiła ją do pionu. – Wydaje mi się, że powinnaś być cicho, przestać narzekać, bo masz cholernie fajne życie.

Arizona, drugi dom

Jak to często bywa w tenisowych rodzinach, po pewnym czasie to nie Wika stała się na korcie towarzyszką matki, tylko odwrotnie. Rodzice i babcia pracowali na jej karierę, ale pieniędzy nigdy nie było dość, bo Azarenka potrzebowała coraz lepszych sparingpartnerów i treningów w cieplejszym klimacie. Pierwszą trenerkę Walentynę Rżanich przerosła już jako dziesięciolatka. – Pani Walentyna nauczyła ją bekhendu, ale też takiego śmiesznego ruchu przy forhendzie, którego do dziś nie wyeliminował żaden trener. Moim zdaniem jest zawsze przez to nieco spóźniona – mówi Archutowski.

Związek nie był jeszcze wtedy bogaty. Wikę krótko wspierał Pieftiew, wyjechała trenować do Marbelli, ale nie była zadowolona. Aż sprawy w swoje ręce wzięła znajoma Ałły Azarenki z klubu, Wiktoria Chabibulin. Poznały się dzięki córkom, Sasza trenowała od czasu do czasu z Wiką.

Wiktoria to białoruska żona Rosjanina Nikołaja Chabibulina, legendy hokeja. Najlepszego bramkarza igrzysk 2002 r., wiele lat grającego w NHL. To on zdecydował, że wezmą 14-letnią Wikę do Arizony, gdzie miał kontrakt z Phoenix Coyotes i gdzie Chabibulinowie mieszkają do dziś. To dla Azarenki drugi dom. Z kortów w Melbourne zadzwoniła najpierw do rodziny w Mińsku, potem do drugiej rodziny w Arizonie.

Chabibulinowie opłacali jej trenera i utrzymanie, traktowali jak córkę i przyjaciółkę. – Zrobisz karierę, to się odwdzięczysz. Nie zrobisz, trudno, przynajmniej próbowaliśmy ci pomóc – mówi Nikołaj, jedna z najważniejszych osób w życiu Wiki, ktoś z kim może pogadać i o narzeczonych, i o zakupach.

Zrobiła karierę. Musiała dojrzeć, opanować emocje, ale cały czas szła w górę, od wielkoszlemowych zwycięstw wśród juniorek po sobotnie w finale z Marią Szarapową. W powodzi e-maili (m.in. od Łukaszenki, z informacją o Orderze Ojczyzny) i esemesów był też ten od Archutowskiego. „Pamiętasz, co ci mówiłem w Opalenicy, że będziesz wielka?". „Pamiętam".

Nie zapomina o tych, którzy jej pomogli, nadal jest związana z IMG, ma świetną umowę sponsorską z Nike, jest multimilionerką. W Mińsku bywa ostatnio częściej niż w Arizonie, musi też bywać w Monte Carlo, żeby nie stracić prawa do niskich podatków.

Ma tam apartament obok Karoliny Woźniackiej, którą zmieniła na szczycie rankingu. Niedaleko mieszka Novak Djoković i wpada, gdy jest na spacerze z psem. Mogą sobie od wczoraj porozmawiać jak numer jeden z numerem jeden.

Azarenka – przodowniczka nr 21

Najdłużej – 377 tygodni – numerem jeden w rankingu WTA Tour była Niemka Steffi Graf. Liderki według liczby tygodni na prowadzeniu (w nawiasie data pierwszego awansu na pierwszą pozycję):

S. Graf (Niemcy) 377 (17.08.1987)
M. Navratilova (Czechosłowacja/USA) 332 (10.07.1978)
Ch. Evert (USA) 260 (3.11.1975)
M. Hingis (Szwajcaria) 209 (31.03.1997)
M. Seles (Jugosławia/USA) 178 (11.03.1991)
S. Williams (USA) 123 (8.07.2002)
J. Henin (Belgia) 117 (20.10.2003)
L. Davenport (USA) 98 (12.10.1998)
K. Woźniacka (Dania) 67 (11.10.2010)
A. Mauresmo (Francja) 39 (13.09.2004)
D. Safina (Rosja) 26 (20.04.2009)
T. Austin (USA) 21 (7.04.1980)
J. Janković (Serbia) 19 (11.08.2008)
K. Clijsters (Belgia) 19 (11.08.2003)
M. Szarapowa (Rosja) 17 (22.08.2005)
J. Capriati (USA) 17 (15.09.2001)
A. Ivanović (Serbia) 12 (9.06.2008)
A. Sanchez-Vicario (Hiszpania) 12 (6.02.1995)
V. Williams (USA) 11 (25.02.2002)
E. Goolagong-Cawley (Australia) 2 (26.04.1976)

Aktualny ranking WTA:

1. Azarenka 8585 pkt
2.P. Kvitova (Czechy) 7690
3. Szarapowa 7560
4.Woźniacka 7085
5. S. Stosur (Australia) 5430
6. A. Radwańska 5330
7. M. Bartoli (Francja) 4770
8. W Zwonariowa (Rosja) 4695
9. Na Li (Chiny) 4450 10.
A. Petkovic (Niemcy) 4000 ...
85. U. Radwańska 755

Jeszcze kilkanaście lat temu były na całej Białorusi trzy kryte korty, a dziś jest białoruska mistrzyni Wielkiego Szlema i liderka światowego rankingu. Wychowana w Mińsku, dorastająca w Arizonie, zameldowana w Monte Carlo, od niedzieli nosząca białoruski Order Ojczyzny. Kiedyś zazdrośnie patrząca na Agnieszkę Radwańską, której się udawało podbijać tenis dużymi skokami, a Wiktorii był pisany długi marsz.

– Wika miała 11 lat, gdy przyjechała na turniej do Opalenicy. Współpracowałem wtedy z białoruskim związkiem i poprosili mnie, żebym ocenił, co z niej będzie – mówi „Rz" Wiktor Archutowski, wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego, niedawno menedżer Agnieszki Radwańskiej, pomagający Azarence na początku kariery.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?