W zasadzie nic nie można tym imprezom zarzucić. Mają wielkie pule nagród, ściągają sławy tenisa, rozgrywane są na nowoczesnych stadionach. Nie ma kolejek po bilety, bo dla tubylców miejsca są za darmo, nie ma kłopotów z transportem, jakością hoteli i nawet z pogodą, bo to termin przed skwarem arabskiego lata na pustyni.
Zaczęto je organizować niespełna 20 lat temu, gdy władca Kataru – szejk Hamad bin
Khalifa al Thani, oraz ówczesny władca Dubaju – szejk Maktoum III bin Rashid al Maktoum (obecny to młodszy brat poprzednika Mohammad bin Rashid al Maktoum), z energią napędzaną petrodolarami włączyli sport w kosztowną kampanię marketingową, która miała nie tylko poprawić wizerunek regionu, ale także sprzyjać rozwojowi turystyki.
W 1993 roku pierwsze turnieje były tylko dla mężczyzn. W Dubaju wygrał Karel Novacek, w Dausze Boris Becker. Od 2001 roku nad Zatoką Perską pozwolono grać paniom i to też zrobiono z rozmachem – niedawno w stolicy Kataru odbyły się trzy turnieje Masters WTA. Przy nikłym zainteresowaniu publiczności.
Tenis nigdy nie był w planach szejków najważniejszy. Znalazł się w programie rozwoju ze względu na popularność w świecie. Hamad bin Khalifa al Thani, wykształcony w Wielkiej Brytanii fan Arsenalu, zdecydowanie bardziej woli piłkę nożną, założył ligę, no i zdobył dla Kataru piłkarskie mistrzostwa świata w 2022 roku. Obaj szejkowie kochają konie, wielbłądy, szybkie auta (Formułę 1), łodzie motorowe i jachty (Puchar Ameryki).