US?Open: Se­re­na w wer­sji zen

Naj­waż­niej­szą wal­kę wy­gra­ła ostat­nio po­za kor­tem. A te­raz zbie­ra ty­tuł za ty­tu­łem i za­dzi­wia spo­ko­jem

Publikacja: 11.09.2012 02:50

US?Open: Se­re­na w wer­sji zen

Foto: ROL

Musiała sobie układać przemowę końcową drugi raz. Bo orędzie pokonanej już zdążyła przygotować. Miała na to niemal cały trzeci set, gdy trwała jej seria niewymuszonych błędów, a Wiktoria Azarenka wydawała się odporna na wszystkie ciosy .

Białorusinka wpadła w trans, trudno sobie zresztą przypomnieć, kiedy ostatni raz przegrała trzeciego seta. Jeśli ktoś chce z nią wygrać, lepiej, żeby się uwinął w dwóch, zwłaszcza na kortach twardych. A Serenę Williams zawodziła każda broń: serwis, forhend, bekhend. Ale tylko do chwili, gdy się znalazła na krawędzi.

Była dwie piłki od porażki, przegrywała decydującego seta 3:5 i 0-30. Wtedy Azarenka przestraszyła się zwycięstwa, zaczęła psuć uderzenia, a Serena poczuła, że to jest ten moment. Zbyt wiele w tym roku zrobiła w Nowym Jorku, żeby to się miało zmarnować.

Nie tylko wygrywała gładko, ale pierwszy raz od dawna na rozgłos w US Open pracowała wyłącznie rakietą. Nie zakładała dziwacznych strojów, wreszcie udało jej się z nikim nie pokłócić. Serena sprzed roku i dwóch lat wpadłaby w furię, gdyby jej wywołano błąd stóp w finale. Od tego się zaczęła jej pamiętna awantura w meczu z Kim Clijsters w 2010. Rok temu w finale z Samanthą Stosur wściekła się, gdy sędzia zabrała jej punkt za okrzyk nie w porę.

Teraz znów można Williams nie tylko podziwiać, ale i lubić. Wróciła do wielkiej gry ze spokojem mistrza zen. Nie pozwalała sobie wobec sędziów na nic więcej niż wymowne spojrzenia, była fair wobec przeciwniczki. Ale każdy jej błąd w decydujących momentach wykorzystała. Wygrała 6:2, 2:6, 7:5, po dwóch godzinach i 18 minutach położyła się na korcie. Tak się kończy jej wielkie lato: najpierw pierwszy od dwóch lat wielkoszlemowy tytuł w Wimbledonie, potem na tych samych kortach olimpijskie złoto i teraz 15. Wielki Szlem na Flushing Meadows, czyli tam, gdzie wszystko się zaczęło 13 lat temu.

Serena może być dopiero czwarta w rankingu WTA, a i tak jest ponad resztą. Nie bawi jej codzienna dłubanina przy punktach i premiach, zawsze się oszczędzała, wybierając sobie turnieje. Nie ściga się z Marią Szarapową o tytuł zarabiającej najwięcej poza kortem. Ona po prostu wie, że jest najlepsza. A rankingi są dla innych. Azarenka pozostanie w nich numerem jeden, odleci z Nowego Jorku z czekiem na 950 tysięcy dolarów. Ale też z mocno obitą dumą. Przegrała z Williams siódmy mecz z rzędu, przez całą karierę pokonała ją tylko raz. Serenie może się od czasu do czasu nie chcieć, może być tykającą bombą i złym przykładem na korcie, może ją pochłaniać Hollywood i kolejni narzeczeni z show-biznesu. Ale gdy traktuje tenis poważnie, nie ma na nią mocnych.

13 lat między tytułami w Wielkich Szlemach to rzecz niespotykana w erze open. Nawet Martina Navratilowa i Chris Evert, choć mają po trzy tytuły więcej od Sereny, są od niej pod tym względem lepsze. A wielkoszlemowa rekordzistka Margaret Court jest jedyną tenisistką, która była starsza od Sereny, gdy wygrywała US Open. Williams przez te lata wygrywania zmieniła się z bezczelnej i głośnej nastolatki w dziewczynę po trzydziestce, która nauczyła się doceniać tenis. Zwłaszcza po tym, co w ostatnich latach przeszła: dwie operacje rozciętych stłuczonych szkłem stóp, potem problemy z zakrzepicą, przez które znalazła się, jak wspominał ojciec, na progu śmierci. I kolejne problemy z krążeniem, wywołane leczeniem zakrzepicy. Wreszcie – porażka już w I rundzie tegorocznego Roland Garros.

Tamten wstyd stał się nowym początkiem. Odbudowała się z pomocą francuskiego trenera Patricka Mouratoglou, od Paryża przegrała tylko jeden mecz. Teraz pewnie znów będzie grała rzadziej, pozwoli innym się wyszaleć. Policzy się z nimi w Australii.

Męski finał, w którym grali w poniedziałek Novak Djoković i Andy Murray, zakończył się po zamknięciu tego wydania gazety.

Finały.

Kobiety: S. Williams (USA, 4) – W. Azarenka (Białoruś, 1) 6:2. 2:6, 7:5. Debel kobiet: S. Errani, R.  Vinci (Włochy, 2) – A. Hlavackova, L. Hradecka (obie Czechy, 3) 6:4, 6:2.

Juniorzy: F. Peliwo (Kanada) – L. Broady (W.Brytania) 6:2, 2:6, 7:5. Juniorki: S. Crawford (USA) – A. Kontaveit (Estonia) 7:5, 6:3

Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?