Po finale w stolicy Japonii, przegranym z Pietrową 0:6, 6:1, 3:6, Polka mówiła, że czuje się zawiedziona, że bardzo chciała powtórki radości z ubiegłego roku, ale siła serwisu i returnu Rosjanki okazała się zbyt wielka.
Tej ostatniej porażki nie ma jednak sensu długo roztrząsać, gdyż zyski z Tokio okazały się wcale duże: trzecie miejsce na świecie obronione, premia finansowa (192 tys. dol.) solidna, bilans roku wciąż dobry (trzy tytuły, finał Wimbledonu i kilka półfinałów), forma przed Masters nie najgorsza.
W Pekinie też nie musi być źle, choć los okazał się trochę złośliwy i tak ustawił drabinkę, że z Pietrową Radwańska może zagrać już w ćwierćfinale. Jeśli z optymizmem patrzeć dalej, to w półfinale mogą czekać Maria Szarapowa, Karolina Woźniacka lub Andżelika Kerber. Na razie jednak Polka w drugiej rundzie spotka się z Chinką Shuai Zhang (144. WTA), która skorzystała z dobrodziejstwa dzikiej karty. Z tą rywalką Agnieszka nigdy nie grała.
Turniej w stolicy Chin ma etykietę Premier Mandatory i pulę ponad 4,8 mln dol., równolegle rozgrywany jest także duży turniej ATP z pulą ponad 2,2 mln dol. z Novakiem Djokoviciem jako liderem stawki. Ambicje Chińczyków, by doganiać Wielkiego Szlema, widać wyraźnie. Poważny problem stanowi jedynie termin, gdyż tenisiści są jesienią zmęczeni, jedni leczą kontuzje, inni chętniej szykowaliby się spokojnie do Masters, a nie lecieli do Chin. Pieniądze robią jednak swoje i kto zdrów – gra w Pekinie.
Agnieszka nie musi walczyć pod wielką presją. Zdobycze z Nowego Jorku i Tokio dały jej pewność, że nawet jeśli szybko odpadnie, to nie spadnie niżej niż na czwarte miejsce na świecie, wyprzedzić ją może tylko Serena Williams. Nie troszczy się także o wyścig do Stambułu, ma pewne miejsce w mistrzostwach WTA.