Pierwsza informacja jest pomyślna: Nadal wygrał w Vina del Mar mecz deblowy. W parze z Argentyńczykiem Juanem Monaco pokonali 6:3, 6:2 Czechów Frantiska Cermaka i Lukasa Dlouhego. Dziś nad ranem polskiego czasu w planie był pierwszy singiel – z Federico Delbonisem (128. w rankingu ATP), argentyńskim kwalifikantem.
Nie było Nadala na kortach siedem miesięcy, od porażki z Lukasem Rosolem w Wimbledonie 2012. Ominął igrzyska w Londynie, US Open i Masters, potem pierwszy z tegorocznych turniejów Wielkiego Szlema. W czasie przerwy nie było o nim całkiem cicho. Długie tygodnie bez jednego z liderów światowego tenisa zrodziły sugestie, że za bólem kolana i dolegliwościami żołądkowymi kryje się coś więcej niż banalne kontuzje.
Kampania szeptana
Przez lata nauczył większość widzów, że jego brutalny tenis zdecydowanie szkodzi zdrowiu, że nie ma kolan z żelaza i musiał nie raz opuszczać ważne turnieje. Ostatnia przerwa była jednak szczególnie niepokojąca. Po raz pierwszy data powrotu była przesuwana kilka razy. Po raz pierwszy Hiszpan zdecydowanie ograniczył publiczne występy i bardzo rzadko zabierał głos. Szeptana kampania głosząca, że to wszystko z powodu dopingu – była tym razem intensywniejsza niż zwykle. Do tego stopnia, że otoczenie tenisisty poczuła się wezwane do zaprzeczenia insynuacjom.
Powrót Nadala w Chile nabrał więc szczególnego smaku. Jak teraz wygląda? Co mówi? Jak porusza się po korcie? Czy jest mocny psychicznie jak dawniej, czy miesiące rekonwalescencji i samotnego treningu zmieniły jego podejście do sportu i życia?
Pierwszy mecz nie wyjaśnił wiele. – To dobre uczucie znów być na korcie. Zobaczymy, jak zareaguje kolano. Chwila powrotu i nawierzchnia [w Vina del Mar gra się na czerwonej mączce – k.r.] wydają się dobre. Gra w debla na początek też, bo nie trzeba było wkładać w odbicia dużo agresji – tyle wyciągnęli z tenisisty dziennikarze podczas pierwszej konferencji prasowej po meczu, który był krótki i jednostronny.