Obie w półfinałach oddały rywalkom tylko po trzy gemy, obie mają silne argumenty, by myśleć o zwycięstwie. Na taki finał czekała publiczność na Florydzie, którą trochę zawiodły sławy męskiego tenisa – wielcy nieobecni Roger Federer i Rafael Nadal oraz wyeliminowany Novak Djoković.
Historia jest za Amerykanką. Statystyka też. W dodatku mieszkanka Palm Beach Gardens może uważać turniej w Miami/Key Biscayne za imprezę niemal przydomową – na korty ma jakieś 140 km na południe dobrą stanową drogą, czyli 1,5 godziny jazdy jeśli nie ma korków. Przyjaciele i rodzina też mają blisko, zresztą tata Richard Williams nie przegapił okazji, by pokazać światu nowego przyrodniego starszych córek. – Muszę grać tu dobrze, nie mogę ich zawieść – mówiła Serena.
Na razie wszystko idzie niemal perfekcyjnie. Poprawiony do stanu 60-7 stary rekord zwycięstw Steffi Graf (59-6), szansa na 6. tytuł w tym samym turnieju i niemal równorzędne miejsce obok największych mistrzyń rakiety. I jeszcze ważna sprawa: zdrowie dopisuje.
Bilans gier z Szarapową też Serena ma piękny: 11 zwycięstw w 13 meczach. Te dwa zwycięstwa Rosjanki pochodzą z 2004 roku. Porównania z ostatnich lat są jeszcze bardziej wymowne: 10 kolejnych zwycięstw, ostatni wygrany set Rosjanki – w 2008 roku w Charleston. Serena Williams może śmiało mówić: – Kocham z nią grać. Zawsze tworzymy świetne widowisko.
Maria Szarapowa jeszcze nigdy nie wygrała w Miami, przegrała cztery finały, zawsze z inną rywalką: w 2005 roku z Kim Clijsters, w 2006 ze Swietłaną Kuzniecową, w 2011 z Wiktorią Azarenką i rok temu z Agnieszką Radwańską. Do pięciu razy sztuka?