Rok temu w stolicy Hiszpanii mówiono głównie o niebieskiej mączce, która spodobała się chyba tylko pomysłodawcy Ionowi Tiriacowi, właścicielowi turnieju. Były też groźby niektórych sław, że więcej w błękitach Madrytu nie zagrają. Minęło 12 miesięcy i jest, jak powinno być – klasyczna czerwień kortów ziemnych i wielki łączony turniej ATP i WTA, istotna przymiarka do Roland Garros, niemal ze wszystkimi ważnymi w drabince.
Choroby i kontuzje wykluczyły tylko Juana Martina Del Potro, Mardy'ego Fisha, Jarkko Nieminena i w ostatniej chwili Venus Williams.
Zlot gwiazd tenisa w Madrycie zaczął się w niedzielę (to efekt przyspieszonego początku Wielkiego Szlema w Paryżu), więc Agnieszka Radwańska też wcześnie pojawiła się na kortach Caja Mágica i w niespełna półtorej godziny pokonała 6:2, 6:4 Cwetanę Pironkową, dobrą znajomą, na którą od lat ma skuteczny sposób.
Wygrywa z nią niemal zawsze tak samo: Bułgarka daje się prowokować do ataków, kontry Polki są zwykle znacznie bardziej skuteczne. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy dość długa przerwa nie odebrała Radwańskiej pewności uderzeń, nie musiał się martwić.
W kolejnym meczu, zapewne we wtorek, Agnieszka zagra z Brytyjką Laurą Robson (41. WTA). To będzie ich pierwszy mecz, ale wskazanie na Polkę jest oczywiste.